sobota, 12 kwietnia 2014

Predestynacja piąta.

Siedzisz jak zahipnotyzowana. Już dawno się tak nie bałaś. I nie chodziło nawet strach o samą sobie. Najbardziej bałaś się ,że coś może stać się temu maleństwu jakie nosiłaś pod swoim sercem. Nie spodziewałaś się cudu. Doskonale wiedziałaś co za chwilę usłyszysz. Wiedziałaś ,że to znów jest obecne w twoim życiu, niszcząc cię od środka. Byłaś pewna.
 -Podczas ostatniego prześwietlenia wydawało mi się ,że zauważyłem coś niepokojącego, musiałem to skonsultować ze znajomym.-mówi mężczyzna- Niestety moje przypuszczenia okazały się być prawdą.-wzdycha głęboko- Ma pani niewielkiego guza.-mówi wreszcie najgorsze ,a tobie momentalnie robi się słabo. Oddech momentalnie przyśpiesza, a serce wali jakby miało zaraz wyrwać się z klatki piersiowej. Ściskasz dłoń Piotrka tak mocno ,że z pewnością lada chwila ,a ja zmiażdżysz. W głowie dźwięczą ostatnie słowa lekarza. Guz.
 -Nie jest on duży, aczkolwiek znajduje się w tak newralgicznym miejscu ,że nie mamy szans na usunięcie go w tym momencie, tym bardziej ,że jest pani w ciąży.-mówi starając się zachować spokój- Trudno będzie rozbić go lekami bo nie można też pani zawierać w zasadzie większości medykamentów z racji ciąży. Na razie będziemy tylko obserwować jego rozwój. Jednak nie będę przed państwem ukrywał. Prawdopodobieństwo ,że będzie on rósł z każdym miesiącem jest większe niż przewidywałem.-urywa widząc ,że nie w zasadzie nie słuchasz tego co do ciebie mówił.- Zostawię państwa na razie samych, za chwilę przyjdzie do was mój znajomy lekarz i przybliży wam co nieco.-mówi lekarz po czym wychodzi z pomieszczenia, a ty momentalnie wybuchasz głośnym płaczem. Wtulasz się w Piotrka mocząc przy tym jego ulubioną koszulkę. Szlochasz jak mała dziewczynka za nic w świecie nie potrafiąc się uspokoić. Z pewnością gdyby nie obecność twojego ukochanego nie byłoby czego z ciebie zbierać. Mimo to, on twoja ostoja spokoju nie potrafił ci ulżyć. Nie potrafił cię za nic w świecie pocieszyć. Dlaczego? Chyba dlatego ,że sam wyglądał jakby przed chwilą potrąciła go ciężarówka. Obydwoje staliście wtuleni w siebie w kompletnej ciszy. Ty, żałośnie chlipiąc, on bijąc się z myślami i jakkolwiek próbując się pozbierać dla ciebie. Waszą chwilę samotności przerywa mężczyzna w białym kitlu.
 -To trudny przypadek.-rzuca marszcząc brwi i przeglądając twoje badania- Nie dam pani gwarancji ,że do czasu rozwiązania choroba nie postąpi do przodu. Nie dam pani żadnej gwarancji ,że pani ją donosi.-mówi stanowczo po raz kolejny dźgając tą informacją twój umysł- Nie wiemy w jakim tempie się będzie rozwijać, dlatego trudno powiedzieć mi czy odwlekając leczenie pani w ogóle do niego dotrwa.
 -Nie usunę ciąży.-niemal warczysz
 -To ostatni dzwonek.-mówi niewzruszony- Teraz musi myśleć pani przede wszystkim o sobie. Jest pani młoda, całe życie przed panią.
 -Powiedziałam, nie zrobię tego.-kręcisz głową
 -Pani Gabrielo, a co jeśli choroba tak postąpi ,że nie dość ,że nie doczeka się pani dziecka to sama pani straci życie?
 -Jakie są szanse ,że donoszę?-pytasz
 -Oceniałbym je na czterdzieści parę procent w tej chwili.
 -Chce urodzić.-mówisz stanowczo
 -To szaleństwo.-kręci głową lekarz- Panie Nowakowski, proszę przemówić żonie do rozsądku.
 -Myślę ,że żona wyraziła już swoje zdanie na ten temat.-mówi chłodno
 -Proszę się poważnie zastanowić i dać mi odpowiedź jutro.-mówi mężczyzna- Jutro ustalimy szczegóły leczenia.
W drodze powrotnej do domu żadne z was nie odzywa się ani słowem. Głuchą ciszę przerywa pomrukiwanie radia i tandetnych hitów w nim lecących. Siedzisz jak zahipnotyzowana z nogami podciągniętymi pod brodę w salonie na kanapie w salonie spowitym mrokiem wpatrując się w bliżej nieznany punkt w przestrzeni. Nie potrafisz powstrzymać napływających do oczu łez. Zaczynasz cicho szlochać dając upust swojemu cierpieniu. Nie zastanawiasz się nawet gdzie podziewa się Piotrek. Doskonale wiesz ,że ta informacja to był dla niego ogromny szok, nie mniejszy aniżeli dla ciebie. Wiesz ,że potrzebuje czasu żeby to wszystko sobie ułożyć i przetrawić te informacje jakie otrzymał kilka godzin temu. Choć wiedziałaś ,że jemu nie jest łatwo, to chciałabyś by siedział teraz obok ciebie. Chciałaś bez żadnego słowa móc się do niego przytulić i choć na chwilę o tym zapomnieć. Zapomnieć o tym ,że masz w sobie tykającą bombę ,która mogła lada chwila zostać zdetonowana.
Zupełnie wyczerpana wydarzeniami dnia dzisiejszego usypiasz na kanapie zwinięta w kłębek. Twój błogi sen nie trwa zbyt długo bo zostaje przerwany przez koszmarny sen ,który momentalnie wyrywa cię z objęć Morfeusza i zrywa niemal na równe nogi. Z trudem łapiesz oddech. W czeluściach mroku dostrzegasz jednak ,że nie znajdujesz się na salonowej kanapie tylko w waszej sypialni. Spoglądasz na miejsce obok i nie dostrzegasz tam tego, którego zastać chciałaś. Jesteś tak przerażona ,że natychmiast wstajesz z łóżka i udajesz się w kierunku salonu z którego dobiega cichy pomruk wydawany przez telewizję.
 -Czemu nie śpisz mała?-słyszysz zatroskany głos swojego męża
 -Spytałabym o to samo ciebie.-odpowiadasz ciężko oddychając
 -Chodź tu.-mówi i nie musi powtarzać tego drugi raz. Od razu wdrapujesz się mu na kolana i zostajesz objęta przed jego bezpieczne ramiona. Wszelkie słowa wydają się być zbędne w tym momencie. Siedzicie wtuleni w siebie, a jedyne co słychać dookoła to wasze oddechy. Długo walczysz ze sobą żeby wodnista ciesz nie wydostała się z twoich oczu, jednak musisz dać za wygraną. Łzy same cisną się na oczy ,a ty nie potrafisz ich hamować. Czujesz się jakbyś stała pod ścianą. Musisz wybrać. Dokonać wyboru ,który z pewnością będzie ważył na twoje życie. Wyboru najgorszego z możliwych. Bo jak można wybierać między swoimi życiem ,a życiem swojego nienarodzonego dziecka? Znajdujesz się między młotem ,a kowadłem. I choć jesteś pewna swojej decyzji, to jesteś pewna wątpliwości. Jednak matczyna miłość góruje nad nimi. Nie pozwolisz na skrzywdzenie tej małej istotki. I choćby miało cię to kosztować najwyższą z możliwych cen, zrobisz wszystko co w twojej mocy by tylko ją zobaczyć. By wziąć ją w ramiona i być z nią. Zrobisz to, choćby niewiadomo co. Musisz. Jakiś wewnętrzny głos nakazuje ci to zrobić. Prowadzi cię jak po sznurku. Zdecydowałaś.
 -Niezależnie od tego jaką decyzję podejmiesz to wiesz doskonale ,że jestem z tobą.-wyrzuca z siebie po dłuższej chwili- Kocham cię najbardziej na świecie Gabi.-obejmuje cię z całych sił jak gdyby robił to po raz ostatni- Damy radę, zobaczysz.
 -Wiesz jaka jest moja decyzja.-rzucasz wpatrując się w niego- Nie zrobię tego. Nie zabiję własnego dziecka.-kręcisz głową- Po prostu nie potrafiłabym spojrzeć sobie w oczy po czymś takim.
 -A ja będę stał za tobą jak za murem.
 -Na pewno?-pytasz łamiącym się głosem
 -Zawsze i wszędzie.-składa delikatny pocałunek na twoich ustach
 -Nawet nie wiesz jak się cieszę ,że tu jesteś Piotruś.-pociągasz nosem- Gdyby nie ty.. chyba bym sobie z tym nie poradziła.
 -To nie jest dla mnie łatwe, ale wiem ,że dla ciebie to jeszcze większy koszmar. Nie mogę teraz chować się po kątach jak frajer, teraz kiedy potrzebujesz mnie najbardziej.-gładzi dłonią twój policzek- A teraz chodź spać bo długi dzień przed nami.-nikle się uśmiecha po czym zanosi cię do sypialni jak małą dziewczynkę i układa do snu obdarzając pocałunkiem na dobranoc. I choć męczyły się nocne mary i co rusz przerywały twój sen obecność ukochanego obok uspokajała cię gdy budziłaś się przerażona za każdym razem. To w nim znajdowałaś te pokłady spokoju i chłodnej głowy ,której tobie tak bardzo brakowało w takich chwilach. Byliście w tym razem. Obydwoje was czekała długa i jakże wyboista droga do przebycia. Droga ,której skutki mogły być różne. Trasa z której odwrotu nie ma. Ścieżka ,która w najmniej oczekiwanym momencie może zmienić swój przebieg. Droga ,która może skończyć się szybciej, niż się zaczęła.
 -Podjęliście państwo decyzję?-pyta lekarz na co ty spoglądasz na Piotrka ,który delikatnie kiwa do ciebie głową
 -Nie zmieniła się ona.-rzucasz
 -A więc idzie pani w zaparte.-kiwa z wrażeniem głową po czym zapisuje coś skrzętnie na kartkach- Przykro mi, ale ja się nie podejmę leczenia pani. To nie ma prawa mieć powodzenia.-kręci głową
 -A czy do cholery wy lekarze nie macie obowiązku ratowania ludzkiego życia?!-nie wytrzymujesz
 -Proszę się uspokoić.-mówi niewzruszony-Doktor Walczak się panią zajmie.-dodaje po czym wstaje od biurka i do środka zaprasza wspomnianą panią doktor. Uśmiecha się do was serdecznie i spogląda na wszelkie twoje wynik i badania. Bije od niej jakaś niesamowita energia ,której nie potrafisz zdefiniować. Da się wyczuć pozytywną energię jaką niewątpliwie przelała w pomieszczenie wypełnione smutkiem i żalem do losu. Przypomina ci twoją matkę. Ma dokładnie tę samą fryzurę, dokładnie te same okulary i zbliżone rysy twarzy. Nie wiesz dlaczego ,ale czujesz gdzieś w środku ,że ona jest jedyną waszą ostoją w tej sytuacji i czujesz ,że wam pomoże.
 -Nie ukrywam ,że trudno jest nam określić postęp choroby ,ale mogę zapewnić państwa o jednym.-mówi kobieta- Ja ze swojej strony zrobię absolutnie wszystko by maleństwo przyszło na świat, ba, byście obydwoje mogli się cieszyć z jego obecności.-uśmiecha się- Musimy być dobrej myśli, bo to połowa sukcesu.
Spotkanie z nią w pewnym stopniu podniosło cię na duchu. Sprawiło ,że zaczynałaś wierzyć ,że wszystko będzie dobrze. Wlała w twoje serce morze optymizmu. Mozę nie obiecała nic wielkiego, nie dała ci pewności ,że wszystko skończy się po twojej myśli to dała ci nadzieję. Nadzieję na to ,że po tej burzy, a nawet tornadzie jakie się pojawiło na horyzoncie wyjdzie jeszcze słońce. Pokrzepiła twoje serce pozytywnym duchem. Sprawiła swoimi słowami ,że podjęłaś rękawicę w stu procentach. Byłaś gotowa do walki. Byłaś gotowa stawić czoła najgorszemu z możliwych. I choć momentami paraliżował cię strach na samą myśl o chorobie to nie zamierzałaś się poddać. Miałaś dla kogo walczyć. Dla kogo żyć. Nie tylko dla siebie. Nie tylko dla rodziny i przyjaciół. Musiałaś to zrobić dla tej dziewczynki ,której tak pragnęliście i która rosła i wyprawiała harce w twoim brzuchu momentami nie dając ci normalnie funkcjonować.
 -Pani Gabrielo, jest pani pewna na co się porywa?-pyta upewniając się
 -Nie, ale lepiej żebym nie wiedziała.-kręcisz głową- Chcę to zrobić.
 -Dobrze.-przytakuje-Mamy jeszcze kilka miesięcy. To będą prawdopodobnie najtrudniejsze miesiące pani, państwa życia. To nie będzie nic łatwego i przyjemnego, wręcz przeciwnie. To momentami będzie droga przez mękę. Teraz czuje się pani dobrze, ale z każdym kolejnym dniem, każdym postępem choroby będzie co raz to gorzej. Będzie pojawiał się ból, który będzie się nasilał. Może doprowadzić do tego ,że nie będzie pani wytrzymywała. Może sprawiać trudności z poruszaniem się, nawet najbardziej błahymi czynnościami. Może doprowadzić do tego ,że ostatnie tygodnie spędzi pani w szpitalu przykuta do łóżka. I gdy będzie boleć, nie będzie odwrotu i żadnej pomocy. Nie może pani przyjmować żadnych leków ,nawet nie każą witaminę może pani przyjmować. Ból będzie mógł być nie do wytrzymania i będzie pani krzyczeć z bólu. Może prowadzić do wszelakich powikłań i problemów.-urywa obserwując twoją reakcję- Ale zrobię wszystko co w mojej mocy by to dziecko się urodziło. Z pewnością będziemy chcieli przyśpieszyć rozwój płodu, przede wszystkim dla pani dobra. Zależy też jak szybko postępować będzie choroba. Nie będę się bawić w prognostykę bo nie oto tu chodzi pani Gabrielo. Nie będziemy wybiegać w przyszłość bo ma pani w sobie nie tylko swój największy skarb, ale też największe przekleństwo. To będzie wyścig z czasem i będzie kosztować nas wszystkich wiele sił. I musi być pani świadoma ,że tak naprawdę wszystko zależy od tego gościa na górze. Zależy czy da nam ten jakże cenny czas ,którego potrzebujemy czy skrzętnie będzie nas z niego okradał. Czas to coś co jest w cenie. Czy jest pani na to gotowa? Jest pani gotowa podjąć się największego trudu?
 -Chcę to zrobić.-wyduszasz z siebie- Mam jeszcze sporo do zrobienia tutaj i nigdzie się nie wybieram.
 -Jest pani niesamowicie odważną kobietą.-mówi lekarka- Ale żadna z nas nie potrafiłaby chyba postąpić inaczej w pani sytuacji.
 -Po prostu nie potrafiłabym żyć ze świadomością ,że odebrałam życie bezbronnemu stworzeniu.-wzdychasz- Już raz przez to przeszłam i wiem ,że tym razem się nie dam.
 -Musimy wierzyć, wiara czyni cuda. A niebagatelnie, nam cuda są potrzebne.-odpowiada kobieta
 -Dlaczego mi pani pomaga?-wyrzucasz z siebie-Większość lekarzy nie daje mi żadnych szans.
 -Jestem ponoć tą, od beznadziejnych przypadków.-odpowiada z delikatnym uśmiechem- Do tego bardzo przypomina mi pani moją córkę. Gdyby dzisiaj była ze mną właśnie skończyłaby doktorat.-prycha jak gdyby drwiąc z losu-I nie chodzi o żadną litość, po prostu wiem ,że jestem w stanie wam pomóc.
 -Przykro mi.
 -Skarbie, to nie twoja wina.-kręci głową- Los czasem bywa okrutnie niesprawiedliwy i zabiera nam to i tych, na których nam zależy najbardziej. Ale trzeba walczyć, nigdy się nie poddawać.
Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałaś takiej osoby jaką była doktor Alicja Walczak. Nigdy nie spotkałaś nikogo tak absolutnie wyjątkowego. Znałaś ją zaledwie kilka godzin ,a czułaś jakby była ci bliska jak mało kto. Po raz pierwszy ujrzałaś w lekarzu kogoś więcej aniżeli konowała łasego na pieniądze. Ujrzałaś w niej kogoś więcej niż człowieka. Ujrzałaś w niej matkę. Osobę ,która straciła część siebie. Człowieka uśmiechającego się choć zewnętrznie walczącego z przeszłością. Niesamowicie silną kobietę zarażającą innych optymizmem. Kobietę ,która potrafiła odnaleźć we wszystkim odrobinę dobra. Jedyną osobę ,która w tak dosadny sposób potrafiła przemówić do samego wnętrza twojej osoby.
 -Kochanie, tak strasznie mi przykro.-rzuca ci się na szyję matka
 -Mamo proszę.-starasz się jakkolwiek odwieźć ją od płacz bo doskonale wiesz ,że to doprowadzi również i ciebie do potoku łez.
 -I co teraz?-pyta żałośnie
 -Jak to co? Będziemy walczyć mamo. Do samego końca.-mówisz wymuszając uśmiech
 -Jesteś pewna ,że dasz radę?
 -Mogę dużo stracić, ale jeszcze więcej zyskać.-odpowiadasz- Nie walczę już tylko o siebie. Walczę o nas obie.-kładziesz dłoń na brzuszku i wiesz ,że podjęłaś najlepszą z możliwych decyzji. Wiesz ,że ze wsparciem najbliższych sobie poradzisz. Tym razem nie pozwolisz na powtórkę z rozrywki. Tym razem będzie nokaut, bez dogrywki.
*

Czy zawsze kiedy w naszym życiu coś toczy się po naszej myśli nagle wszystko musi się spieprzyć? Czy zawsze gdy idealnie poukładamy swoje życie, od a do z nagle przychodzi coś co wywraca je do góry nogami? Czy zawsze po okresie szczęścia przychodzą złe chwile? W moim życiu to już chyba reguła. To była tylko cisza przed burzą. Burzą, czy może tornadem? Sama już nie wiem. Wszystkie moje plany, marzenia legły w gruzach w jednej chwili. W chwili gdy znów dostałam wezwanie do walki. Tym razem, do ostatniej walki. I jak prawdziwy mistrz będę biła, niezliczoną ilość razy aż przeciwnik padnie na deski pokonany. Nie poddam się. I choćby bolało, waliło się i nie było nadziei. Nie poddam się. I choćby wszyscy dookoła zwątpili i nie wierzyli. Nie poddam się. Choćby na skraju światów. Nie poddam się. Będę stawiać czoła. Każdego dnia będę budzić się z przekonaniem ,że każdy kolejny dzień jest mały kroczkiem ku końcu tej drogi. Drogi przez mękę jaka niewątpliwie mnie czeka. Wiem ,że będzie boleć. Wiem ,że wewnętrznie będę nie raz błagać o litość i koniec cierpienia. Ale nigdy nie złożę broni. Do ostatniego tchu będę o nas walczyć maleństwo. Chcę wziąć moją córkę w ramiona. Chcę usłyszeć jej pierwszy krzyk. Chcę być przy pierwszej kąpieli. Pierwszych słowach. Pierwszych krokach. Chcę być. Nie tylko marnym wspomnieniem. Chcę żyć. Nawet nie dla siebie. Dla naszej córki,Piotrka, Moni, rodziców, przyjaciół. Nie dam się. Już raz wygrałam. Dlaczego miałabym nie zrobić tego powtórnie?


~*~
Od razu chcę Was przeprosić za drobną obsuwę ,ale wczoraj najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu na to by napisać dla Was. Musicie mi wybaczyć. Przyznam ,że nie miałam kompletnie pomysłu na ten rozdział gdy otworzyłam kartę bloggera i siedziałam dobre pół godziny z napisanym jednym głupim zdaniem. Jednak włączyłam nastrojową muzykę, pogłówkowałam trochę i jakoś poszło. I wiecie co? Muszę przyznać ,że jestem zadowolona z tego co udało mi się skleić. Mam nadzieję ,że wy również choć nie powiem. kolorowo nie jest. Ale pisałam to już, nie będzie tu typowego romansidła i love story. Będzie ciężko. Będzie poruszająco. I mam nadzieję ,że dotrwamy razem do końca :)
Nie przedłużam swoich wywodów. Miłej końcówki weekendy kochane! Dla mnie będzie bardzo miły bo Resovia sprawiła nie lada radość i polała miodu na moje skołatane przez nerwy serce. Tydzień temu na własne oczy widziała kontuzję Alka i niestety porażkę pasiaków, ale wierzę ,że w czwartek swoją obecnością pomogę im wraz z resztą kibiców w tym najważniejszym meczu! :)
Ściskam
wingspiker.

|asktwitter | duet |
PS. Komentowanie nie boli, a cholernie motywuje!

7 komentarzy:

  1. Gabriela jest niesamowita. Podziwiam ją i od dzisiaj jest moim guru. Będzie cierpiała męki, katusze, a nikt nie będzie w stanie jej tego bólu odebrać. Dlatego dobrze, że jest Piotrek, choć on w takiej sytuacji wiele nie pomoże, ale będzie trwał, wspierał i pocieszał. To jest najważniejsze. A najgorsze to, że ja nawet nie wyobrażam sobie jak te jej męki się zakończą, po prostu pustka w głowie. A chciałabym, żeby potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Trzymaj się ciepło, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Gabi za to wszystko. Nie wiem jak to się skończy, ale bardzo chciałabym z takim happy endem. Cz tak będzie? Mam nadzieję. Rozdział cudowny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział mimo złej wiadomości o nawrocie choroby to napawa mnie takim optymizmem. Wierzę, że Gabi pokona to cholerstwo w sobie, urodzi zdrową córeczke i będą żyć z Piotrkiem długo i szczęśliwie. Może i zbyt banalne, ale czyż nie piekne? Każdy chce takiego zycia.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nieodparte wrażenie,że to opowiadanie zlewa się z fabułą "Nad życie" o Agacie Mróz. Inspirowałaś się tym filmem?
    pozdrawiam I.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widziałam ten film i choć był piekny to nie oddawał tego co autorka tego bloga. Czytam go od poczatku i powiem Ci... Po raz kolejny doprowadziłaś mnie do łez... W pracy!!! Gabi to niezwykła kobieta, wierzę, że wygra wojnę. MA cudownego męża, który będzie przy niej. Villia

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj przeczytałam, ale oczywiście zapomniałam skomentować -,-
    Trafiłam idealnie swoimi przepowiedniami, ale to była dość oczywista rzecz. Wcale się nie dziwie Gabi, że nie chce usunąć ciąży. Przecież to zabójstwo, a jaka matka mogła by zabić swoje dziecko, cząstkę siebie? Żadna przy zdrowych zmysłach i wielkim sercu. Gabi i Piotrek znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, ale ta choroba, którą przecież Gabi pokona (prawda?!) scali ich związek jeszcze bardziej. Mam nadzieje, że nastąpi nokaut i wszyscy w trójkę będą cieszyć się sobą :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde! Napisałam komentarz i wyłączyłam przeglądarkę bez zapisania -.- Teraz pewnie połowę zapomnę :/
    Moje złe przeczucia ujrzały światło dzienne. Nie ogarniam zachowania lekarza! Dziecko jest przedmiotem?! "Spoko, usuniemy ciąże, potem operacja guza, wszystko będzie okej, jest pani młoda urodzi kolejne" O Boże! I to jest dbanie o każdego pacjenta?! Ta istotka w niej jest pacjentem o którego też trzeba dbać! Ciężko się czyta, a nie chce wiedzieć jak Piotrek z Gabi muszą to przezywać. Każdy dzień będzie cenny, i boję co dalej opiszesz po nakreśleniu przez lekarkę co może się dziać ze zdrowiem Gabi, właściwie jakie cierpienie może ją czekać, a jak Ty to jeszcze opiszesz to chyba się poryczę, co mimo wszystko tak łatwo w opowieściach które czytam się nie zdarza. Boję się o całą trójkę, bo Piotrek bez Gabi już nie będzie taki sam... ale co ja za bzdury piszę! Tylko, że w głowie mi siedzą Twoje słowa, że to nie będzie love story, ale może dramat z happy endem? Nielogicznie brzmi -.- Moja natura optymistki podpowiada mi, że nadzieję trzeba mieć do końca!
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń