piątek, 18 kwietnia 2014

Predestynacja szósta.

Musiałaś przyznać ,że wbrew wszystkiemu zamiast czuć się co raz gorzej, czułaś się co raz lepiej. Gdy wszyscy chuchali, dmuchali na ciebie w obawie o twoje zdrowie ty w zasadzie nie zwracałaś na to większej uwagi. Owszem, miałaś świadomość ,że masz w środku tykającą bombę ,która w każdej możliwej chwili może zostać zdetonowana, ale nie pozwalałaś by strach brał górę. Nie mogłaś pozwolić na to ,że zacznie cię on paraliżować i spędzać sen z powiek. Nie mogłaś się zadręczać i zadawać cholerne pytanie dlaczego właśnie na ciebie trafiło. Musiałaś wiadomość tą przyjąć jak najszybciej do wiadomości. Musiałaś jak najszybciej oswoić się z tym potworem wewnątrz ciebie. Oswoić się z tym ,że każdy kolejny dzień będzie dla ciebie na wagę złota. Każda kolejna doba będzie co raz bardziej przybliżać cię do mety. Mety na której w zasadzie czekać może cię wszystko. Mimo oczekiwania na wszelkie możliwe opcje, musiałaś niczym maratończyk biec. Biec do mety by osiągnąć swój cel jakim jest najlepszy wynik. W twoim wypadku wynikiem tym było życie twojego dziecka. Nie myślałaś już tylko i wyłącznie o sobie. O ratowaniu swojego tyłka. Byłaś za nie odpowiedzialna. Byłaś jego matką. To ono było najważniejsze w tym momencie, nie ty sama. Bo która matka nie chciałaby chronić za wszelką cenę swojego maleństwa? W takich momentach matczyna miłość brała górę. Nie potrafiłabyś wyrządzić temu bezbronnemu stworzeniu krzywdy. Za nic w świecie.
 -Nie traktujcie mnie jakby miło mnie nie być za chwilę.-nie wytrzymujesz
 -Przecież wiesz ,że nie o to nam chodzi.-kręci głową Piotrek
 -Ale takie odnoszę wrażenie!-podnosisz głos- Staram się o tym nie myśleć, ale po prostu się nie da. Za cholerę się nie da. Matka płacze w słuchawkę, Monia co rusz kręci głową i wzdycha gdybając. Mam tego dość.-ledwo powstrzymujesz łzy- To chyba powinno być na odwrót. To nie ja powinnam was przekonywać do tego ,że będzie dobrze. To chyba ja powinnam płakać bo to ja codziennie wieczorem zamykam oczy z przerażeniem ,że rano ich nie otworzę.
 -Wiesz ,że dla nich to nie jest łatwa sytuacja, po prostu potrzebują chwilę czasu żeby się z tym oswoić.-mówi spokojnie
 -A sądzicie ,że mi jest łatwo?!-krzyczysz- Chyba nie ma dnia żeby nie zbierało mi się na płacz z bezsilności. Nie ma godziny żebym nie obawiała się ,że jednak mi się nie uda.-mówisz łamiącym się głosem- Najnormalniej w świecie się boję ,że nie dotrwam do końca.-chlipiesz
 -Cicho.-obejmuje cię i ciepłym tonem głosu stara się cię uspokoić- Ja też się boję. Boję się ,że stracę was obie, ale jestem przekonany ,że to się nie stanie. Zobaczysz ,że nim się obejrzymy ona będzie z nami ,a ty będziesz zdrowa.-mówi przyciskając cię do siebie z całych sił jak gdyby bojąc się ,że zaraz znikniesz
 -Proszę powiedz ,że wszystko będzie dobrze.-mówisz cicho
 -Będzie. Musi.-odpowiada równie cicho- Obiecałaś mi coś i musisz dotrzymać słowa.
 -Co takiego?
 -Obiecałaś mi ,że mnie nie zostawisz, pamiętasz?
 -To było jeszcze w liceum.-na twojej twarzy jawi się cień uśmiechu mając w pamięci tą obietnicę
 -Ale chyba dalej jest aktualne, co?
 -Chciałabym.-gładzisz dłonią jego policzek
 -Nie mów tak.-kręci głową
 -Nie powinniśmy obiecywać sobie rzeczy ,których nie możemy dotrzymać. Nie mam pewności Piotrek..
 -Ale ja mam.-przerywa ci- Jesteś dla mnie całym światem Gabi i nie wyobrażam sobie innego scenariusza.
 -A ty moim i zrobię wszystko by tak było.-uśmiechasz się blado- Choć tak naprawdę ode mnie wiele nie zależy.-wzdychasz
 -Po prostu nie możesz się poddać mała. Ja ci na to nie pozwolę.-unosi twój podbródek do góry- Jestem w tym razem z tobą i razem nam się uda. Zobaczysz.-przesuwa kciukiem po twoim policzku ścierając pojedynczą łzę
 -Wierzę w to z całego serca, ale przychodzą takie dni ,że nie potrafię myśleć pozytywnie.-wzdychasz- I wtedy pojawiasz się ty i to zmieniasz.-unosisz delikatnie kąciki ust ku górze
 -Między innymi od tego mnie masz.
 -Dobrze ,że jesteś.-odpowiadasz
 -Jestem i nigdzie się nie wybieram, nie wiem jak ty.
 -Nawet jeśli bym chciała, nie pozwolisz mi na to.-mówisz spoglądając na niego
 -Nie ma takiej opcji kochanie.-odpowiada ci po czym składa czuły pocałunek na twoich malinowych ustach.
Choć widziałaś ,że za wszelką cenę starał się tego nie okazywać to mimo ,że zewnętrznie naprawdę dobrze się trzymał, to w środku widać było ,że to dużo go kosztuje. Doskonale widzisz ,że i tego ponad dwumetrowego faceta dopadł strach. Nawet najwięksi twardziele zaznają tego uczucia. Widziałaś to w jego oczach. W gestach. We wszystkim co robił. I choć nie należał do osób nadmiar energicznych i nie miał w zwyczaju obnosić się co rusz ze swoimi emocjami i uczuciami to widziałaś ,że ta sprawa go przerastała. Dostrzegłaś to jak walczył ze sobą. Z własnym myślami ,które z pewnością podsuwały najczarniejsze scenariusze. Podziwiałaś go za to ,że potrafił nad tym panować. Za to ,że pomimo strachu o ciebie potrafił się uśmiechać. Choć z pewnością częściej ten uśmiech był tylko maską do tego co kumulowało się w jego wnętrzu. Nie chcesz nawet myśleć co by było gdyby on nie radziłby sobie z tą wiadomością. Gdyby nie on, z pewnością wpadłabyś w czarną dziurę rozpaczy i użalania się nad sobą. Gdyby nie jego wiara w to ,że po tej burzy wyjdzie słońce z pewnością poddałabyś się do walki. To on sprawiał ,że miałaś ochotę żyć. To on dawał ci powód do walki. Każdego dnia dawał ci ich miliony. Każdego dnia walczył o ciebie tak, jakby od niego zależało twoje życie. Bo to on walczył za was dwoje gdy ciebie dopadał kryzys, który ostatnimi czasy odwiedzał cię dość często. To on był twoim kołem ratunkowym. To w jego ramionach czułaś się najbezpieczniej. Niczym mała dziewczynka tuliłaś się do niego w celu schowania się przed całym światem. Jak gdyby chcąc przeczekać wszelkie zło tego świata. Jednak wiesz ,że nie możesz czekać. Musisz stawić temu czoła, twarzą w twarz bo w tym wypadku, czas działa wyjątkowo na twoją niekorzyść.
 -Jak samopoczucie?-pyta pani doktor spoglądając na ciebie z troską
 -O dziwo, bardzo dobrze.-odpowiadasz zgodnie z prawdą na co kobieta kiwa głową i coś notuje na kartce. W zasadzie odkąd weszłaś do gabinetu z wielką uwagą słucha każdej twojej odpowiedzi nie zapominając o zapisaniu tego w swoich notatkach.
 -Nie chcę pani straszyć ,ale im bliżej rozwiązania będzie gorzej.-urywa głos- Guz nieznacznie urósł. Nie jest to wielka zmiana, dosłownie dwa, może trzy milimetry aczkolwiek postępuje. W ostatnim trymestrze może on albo się zatrzymać albo znacznie przyśpieszyć dlatego musimy zacząć przygotowywać maleństwo na ewentualne nieco wcześniejsze opuszczenie maminego brzucha.
 -A jakie są rokowania?-pytasz
 -Te najbardziej optymistyczne są takie ,że maluch przyjdzie zgodnie z planem z początkiem grudnia, a po rozpoznaniu kilka dni po porodzie przeszłaby pani zabieg i zaczęlibyśmy leczenie.
 -A te realistyczne?
 -Te mniej optymistyczne są, nie będę czarować o wiele gorsze.-wzdycha- Dalej postęp choroby jest dla nas jedną wielką zagadką bo tak naprawdę teraz może on urosnąć milimetr ,a za miesiąc pięć centymetrów bądź wcale. Jeśli spełniły by się nasze najgorsze obawy i choroba by postąpiła, żeby panią ratować musielibyśmy wywołać wcześniej poród, dlatego też będzie musiała pani przyjmować leki przyśpieszające rozwój płodu. Nie możemy ryzykować, ani pani życia ani życia dziecka.-mówi Szymańska ,a ty siedzisz ciężko oddychając słuchając jej słów niczym wyroku.- Pani Gabrielo, wiem ,że to brzmi tragicznie, ale musimy zakładać najgorsze bo tak naprawdę nic nie zależy od nas w tym momencie. Jesteśmy na absolutnej łasce tego gościa na górze dopóki, dopóty maluch jest w brzuchu.
 -Proszę mi powiedzieć szczerze, jakie są prawdziwe szanse ,że dotrwam do grudnia.
 -Jeśli mam być szczera, to jakieś góra czterdzieści procent.-odpowiada pochmurniejąc
 -Pani też sądzi ,że nie powinnam się na to decydować?-pytasz nagle
 -Z medycznego punktu widzenia to nie było najlepsze rozwiązanie, aczkolwiek gdybym znalazła się na pani miejscu matczyne uczucia wzięłyby górę.-uśmiecha się nikle- Obiecałam pani coś przy naszym pierwszym spotkaniu i zrobię wszystko co z mojej mocy żeby to spełnić.
Przez następne kilka minut gdy rozmawiacie nie wydaje ci się ,że rozmawiasz z lekarzem. O wiele bardziej rozmowa ta przypomina ci rozmowę z matką. Nie mówi do ciebie lekarskim, niezrozumiałym językiem. Nie prawi ci kazań moralizatorskich jak z pewnością uczyniłaby to większość lekarzy niepochwalających twojej decyzji. Widziałaś w niej nie tylko lekarza czyhającego na wysoki zarobek, widziałaś w niej przede wszystkim człowieka. Osobę ,która z matczyną troską potrafiła cierpliwie odpowiadać na twoje czasem jakże oczywiste pytanie czy po prostu wesprzeć w trudnej chwili. I chyba właśnie dlatego ceniłaś sobie jej osobę. Nikt z dotychczas spotkanych lekarzy w zasadzie nie dawał ci większych nadziei. Większość wolała pójść na łatwiznę i umyć ręce. Ona jedyna podjęła się tego trudu. Jako jedna z nielicznych okazała się też przede wszystkim człowiekiem, nie tylko lekarzem trzymającym się sztywno reguł.
 -Wybraliście już imię?-pyta nagle Monia
 -Jeszcze mamy chwilę czasu, proszę cię, nie mam nawet ani chęci ani siły by o tym myśleć.-wzdychasz
 -To ja wam pomogę!-klaszcze w dłonie- Może Antonina?
 -Nie, mam kuzynkę o takim imieniu i nie jest zbyt przyjazną dziewczyną.-wtrąca gdzieś z głębi domu Piotrek
 -To może.. Stefania!
 -Nazywasz psa czy dziecko?-chichocze twój ukochany pojawiając się w progu salonu
 -Nie znasz się olbrzymie, Gabi?-spogląda na ciebie
 -Nie nazwę córki Stefania.-kręcisz głową- Ciotka Stefka byłaby wniebowzięta, ale Piotrek raczej nie, tym bardziej ,że bardzo lubi tą ciotkę, prawda kochanie?-chichoczesz mając w pamięci ciotkę męczącą twojego ukochanego na waszym weselu
 -Zdecydowanie.-śmieje się- To może Lena?
 -I to niby lepsze niż Stefania?-pyta przyjaciółka
 -Mnie się podoba.-kiwasz z uznaniem głową- Widzisz Lenka, jakiego masz zdolnego tatę?-mówisz z czułością głaszcząc się po brzuchu i zdając sobie sprawę ,że Monia dość sprawnie odwiodła twoje myśli od tego paskudztwa ,które siedziało wewnątrz ciebie. Zdecydowanie potrzebowałaś przerywnika od nieustannego skupiania swoich myśli wokół swojego stanu zdrowia. Nie mogłaś ciągle o tym myśleć, zadręczać się tym. Musiałaś starać się w choć najmniejszym stopniu żyć jakkolwiek normalnie. Starać się zachować choć namiastkę normalności i nie dać się zwariować.
 -Co jeśli mnie zabraknie?-wypalasz nagle gdy leżycie wieczorem w łóżku
 -Nie zabraknie.-kręci głową obejmując cię- Nie pozwalam ci tak myśleć.
 -Wewnątrz jestem taką kumulacją różnych emocji, przemyśleń ,że na dobę przez głowę przewija mi się co najmniej tysiące możliwych scenariuszy.-wtulasz się w niego
 -Popatrz na mnie.-mówi ,a ty natychmiast przenosisz wzrok na swojego męża- Kocham cię najbardziej na świecie i doskonale wiesz ,że będę z tobą. Nie ważne co miałoby się wydarzyć, zawsze będę obok ciebie bo obiecałem przed Bogiem i naszymi bliskim ,że nie opuszczę cię aż do śmierci i tej obietnicy chcę dotrzymać. Chcę patrzeć razem z tobą jak Lenka rośnie, jak z dziecka staje się mała kobietą, jak dorasta na naszych oczach, przeżywa pierwsze problemy sercowe. Chcę się z tobą zestarzeć i patrzeć na ganku naszego domu jak nasze wnuki bawią się w oddali. Mamy przed sobą jeszcze kilkadziesiąt wspólnych lat i nie pozwolę by było inaczej.
 -Tak bardzo cię kocham.-wyduszasz z siebie i wtulasz się w niego najmocniej jak tylko potrafisz z pewnością utrudniając mu tym oddychanie.
 -Nie możesz nieustannie o tym myśleć bo w końcu nie wytrzymasz.-mówi spokojnie- Musimy starać się zachować chociaż pozory tego ,że jest dobrze. Nie możemy wiecznie zadręczać się tym co nas spotkało bo nie cofniemy czasu.
 -Staram się, ale mam zdecydowanie za dużo czasu i nie sposób nie myśleć o tym wszystkim.-wyswobadzasz głośno powietrze z ust-To śmieszne, ale kiedy człowiek staje pod ścianą, jak ja teraz dopiero potrafi docenić dosłownie każdą najbardziej błahą chwilę w swoim życiu.
 -Hej, skarbie.-ujmuje twój podbródek- Powtórzę ci to po raz milionowy dnia dzisiejszego i mogę to powtarzać codziennie. Co by się nie działo, damy radę.-ściska twoją dłoń-A teraz chodź spać.-przyciska cię do siebie po czym składa ciepły pocałunek na twoim czole.
Już chyba dawno nie było nocy ,którą przespałabyś w całości. Zazwyczaj wiercisz się niemiłosiernie, przewracając się z boku na bok w celu znalezienia ukojenia w krainie Morfeusza. Z pewnością nie pomagał ci fakt co raz to większego pakunku z przodu ,który zdecydowanie utrudniał ci zmianę pozycji bez budzenia przy tym połowy osiedla. Tegoż faktu nie ułatwiała ci też wasza córka ,która zdecydowanie upodobała sobie środek nocy na dzikie harce w twoim brzuchu co odczuwałaś dość boleśnie w postaci kopniaków.
Tej nocy jednak wyjątkowo nie potrafiłaś przez ani chwilę zmrużyć oka. Do tego powoli zaczynałaś odczuwać to, przed czym przestrzegała cię pani doktor. Gdy usiadłaś na skraju łóżka myślałaś ,że zaraz eksploduje ci głowa ,a ból w prawym boku rozsadzi cię od środka. Jakimś cudem doczłapałaś do łazienki nie budząc przy tym Piotrka. Przemyłaś umęczoną twarz zimną wodą. Wyglądałaś tak strasznie ,że własny widok cię przerażał. Stałaś oparta o zlew przez dłuższą chwilę biorąc kilka głębszych oddechów. Już miałaś opuścić pomieszczenie ,gdy nagle przeszywający ból w prawym boku uderzył w twoje ciało i niemal natychmiast sprowadził cię do parteru. Miałaś uczucie jakby coś rozrywało cię od środka. Ból był tak okropny ,że łzy mimowolnie zaczęły spływać ci po policzkach ,a warga o mało co nie została przegryziona z bólu. Nie mogłaś wytrzymać. Klęczałaś skulona płacząc. Nie potrafiłaś nie wydać z siebie cichego pisku bólu. Zwijałaś się z bólu, a co gorsza, nikt nie był w stanie ci pomóc. Sama skazałaś się na taki los, zupełnie nieświadoma tego co cię spotka. A teraz musiałaś umierać z bólu i przyjmować to na siebie. Mierzyć się tym sam na sam.
 -Gabi!-słyszysz przestraszony głos ,ale nie potrafisz wydobyć z siebie ani jednego słowa. Jedyne co potrafisz z siebie wydać bo pisk bólu błagający o ulgę. Niemal natychmiast widzisz w drzwiach Piotrka. Widzisz ,że jest kompletnie przerażony i ciężko oddycha. W jednej chwili znajduje się obok ciebie.- Co się dzieje?
 -Boli.-wyduszasz z siebie ściskając się za miejsce z którego dochodził ból licząc złudnie na jakąkolwiek ulgę ,która nie chce przyjść.
 -Dzwonie po pogotowie.-mówi stanowczo
 -Nie.-kręcisz głową
 -Oszalałaś?!-podnosi ton głosu- Nie możesz nic powiedzieć ani się ruszyć i mam siedzieć spokojnie i czekać?!
 -To będzie zdarzać się częściej.-jakimś cudem udaje ci się wydobyć z siebie- To jest właśnie to na co się zdecydowałam. To jest to, co muszę przyjąć na siebie.
Ból zmniejsza się na tyle ,że jesteś w stanie się wyprostować. Siadasz oparta o wannę i z trudem przychodzi ci każdy oddech. Piotrek niemal natychmiast materializuje się obok ciebie i spogląda na ciebie zupełnie zaniepokojony. Nie mówisz nic, tylko opierasz głowę o jego ramię. To był pierwszy atak tego potwora ,który siedzi wewnątrz ciebie. Nie potrafiłaś wyobrazić sobie co będzie za miesiąc czy dwa skoro już teraz byłaś u skraju wytrzymałości. Bałaś. Najzwyczajniej w świecie. Zupełnie po ludzku. Bałaś się.
*
Nigdy w życiu nie czułam takiego bólu. Nigdy w życiu nie czułam czegoś takiego. Ale to było właśnie to, na co się zdecydowałam i czego życzliwi lekarze chcieli mi oszczędzić kosztem życia mojego dziecka. To jest właśnie ta cena. Cena jaką musiałam płacić za swoją decyzję. I choć ból rozrywa mnie od środka. Pomimo ,że czuję ,że ten wewnętrzny potwór zjada mnie od środka kawałek po kawałku nie dam się. I choćbym umierała z bólu, nie poddam się. Podjęłam decyzję i teraz już nie ma odwrotu. Wyruszyłam w piekielny wyścig z kostuchą i jak na razie po znacznej części odcinka był remis. Wynik może być tylko jeden. Zwycięzca też. I za wszelką cenę, muszę być nim ja. Muszę..

~*~
zepsułam po całości 
Pozwólcie ,że nie wypowiem się głębiej o tym na górze bo zamysł był dobry, ale wykonanie.. cóż, pozostawię je bez komentarza. Zepsułam i przyjmuję to na klatę bo wiem ,że nie napisze już tego lepiej, przynajmniej na chwilę obecną, tym bardziej ,że jak to świąteczny szał wszyscy mnie ganiali odganiając od pisania i wyszło jak wyszło. 
Być wczoraj na hali na Podpromiu, czuć tą atmosferę i te emocje to po prostu bezcenne. Fenomenalne widowisko, Podpromie odleciało i tego co tam się działo w słowach opisać się nie da. To trzeba przeżyć na własnej skórze! A teraz odliczam niecierpliwie do środy, także wypatrujcie mnie w tv :P
Z okazji świąt życzę Wam rodzinnych i pełnych ciepła ( i tego w sercu i za oknem :D) świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka, mokrego dyngusa. Wesołego Alleluja kochane! <3
Ściskam,
wingspiker.

|asktwitter | duet |




7 komentarzy:

  1. Wcale nie zepsułaś. Rozdział fantastyczny jak pięć poprzednich i zazdroszczę Podpromia :) Ja nie mogłam dobudzić się o 9,by zarezerwować bilet.
    Wracając do predestynacji to dobrze, że Gabi ma przynajmniej Piotra. On jest taki kochany i ją bardzo wspiera. Nie poradziłaby sobie bez jego pomocy. Lenka cudowne imię. Ten nasilający się ból... okropne. Nie mogę nawet sobie wyobrazić jak potwornie musi się czuć Gabi, z jednej strony dziecko z drugiej choroba. Rozdział bardzo wzruszający a na dodatek jak przeczyta się go z podkładem... :( Łzy mogą polecieć. Mam nadzieję tylko że Gabrysia będzie silna i razem z Piotrkiem dadzą radę. :) Ja również życzę ci spokojnych, wesołych i rodzinnych Świąt! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gabi jest cholernie dzielna. Podziwiam takich ludzi, jak ona. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej przypomina mi ona Agatę Mróz, bo historia jest bardzo podobna. Mam jednak nadzieję, że u ciebie będzie happy end, którego niestety nie miała Agata i jej rodzina ;/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z powyższym komentarzem Agnieszki. Gabi również mi przypomina Agatę. Cholernie dzielną kobietę, dla której liczyło się tylko i wyłącznie dziecko.
    Dobrze, że ma obok siebie Piotrka, który wspiera ją i stara odgonić ją od najczarniejszych scenariuszy... Wierzę, że będzie dobrze.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba też nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że mi też przypomina historię Agaty, ale chyba Ty bardziej uzmysławiasz, bo opisujesz emocje, strach Gabi, ogromną wolę walki, nadzieję i miłość do męża i córeczki. Heroiczna postawa buntująca się siłom zła, wierze, że da jej wygrać z chorobą. Będę jeszcze nie jedne stany załamania, jak ten okropny ból w nocy, można wyć jak zwierze, ale osoba z boku nie może w żaden sposób pomóc. Wtedy chyba maksymalnie ceni się każdy dzień życia, który przybliża do rozwiązania, które mimo wszystko liczę, że będzie szczęśliwe. Nie może być inne. Potrzymaj nas w niepewności, już wolę żebyś nas przerzucała ze skrajności w skrajność, ale ostatecznie dała cieszyć szczęściem rodzinnym Piotrkowi, Gabi i Lence!
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze i Gabi doczeka się na świecie Lenki jak również dzięki leczeniu będzie jej dane patzeć jak mała rośnie. To wszystko jest takie trudne dla całego jej otoczenia i bardzo przykre, bo trzeba brać wzystkie opcje pod uwagę. Gabi zdobyła się na heroiczny czyn na jaki zdobyłaby się większość kobiet. Oby tylko dane jej było wygrać walkę o życie, która jak widać po końcówce wymaga bardzo wiele.
    Pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz, ale mimo, że są święta to jakoś tego czasu na opowiadania brakuje.
    Mokrego Dyngusa! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ty gadasz, że zepsułaś... Ani trochę! Rozdział jak zawsze świetny, nie wiem czego ty się czepiasz!;)
    Nie jest łatwo czytać takie historie, bynajmniej mi. To wszystko jest takie wzruszające, a wręcz bolące. Nie ma rozdziału podczas którego nie poleciałaby łezka. Nie mam pojęcia co tu szykujesz, ale mogę mieć jedynie nadzieję, że mimo wszystko, skończy się dobrze. Nie wyobrażam sobie innego zakończenia. Piotrek po prostu mnie rozczula swoją opiekuńczością i opanowaniem, ale wiadomo, że jego również to wszystko rozrywa od środka. Nie ma nic gorszego niż zagrożenie życia dziecka. Wierzę, że Gabi i Pit będą się jeszcze cieszyć życiem we trójkę. :)
    (A z tą Stefanią to dowaliłaś po całej linii :P)
    Ściskam kochana. :*

    OdpowiedzUsuń