Wychodzisz gabinetu lekarskiego w zupełnym szoku. W zasadzie nie kontaktujesz z rzeczywistością. Dociera do ciebie co drugie słowo Moni stojącej tuż obok ciebie. Z trudem przychodzi ci każdy oddech. Z trudem powstrzymujesz cisnące się do oczu łzy. Nie zważając na swoją przyjaciółką siadasz na plastikowym krzesełku poczekalni wbijając wzrok w bliżej nieznany ci punkt. Dopiero po dłuższej chwili gorliwego ściskania skierowania do szpitala w ręku potrafiłaś w miarę racjonalnie myśleć. Dopiero wtedy byłaś w stanie spojrzeć w oczy przyjaciółki na której twarzy jawiła się wręcz panika.
-Gabi proszę cię, powiedz mi coś.-mówi łamanym głosem- Cokolwiek.
-Muszę iść do szpitala.-wyrzucasz z siebie
-Matko, nie mów mi ,że..
-Nie wiem co jest, ale chodzi o mnie, nie o dziecko.-mówisz czując pojedynczą łzę spływającą po policzku- Boję się.
-Wszystko będzie dobrze. Musisz w to wierzyć. Musi być dobrze.-mówi przytulając cię, a ty rozklejasz się jak mała dziewczynka. Nie potrafisz tego zahamować. Boisz się. Najzwyczajniej w świecie ogarnął cię strach, największy z możliwych. Nie boisz się już tylko o siebie. Boisz się o to małe stworzonko ,które nosisz pod swoim sercem. O ten mały cud jaki ma pojawić się w waszym życiu za parę miesięcy. Czujesz się jakbyś siedziała na tykającej bombie ,która w każdym możliwym momencie może eksplodować i zniszczyć wszystko, na czele z tobą. Ale czy to nie aby przedwczesny wybuch? A może cisza przed burzą? Zbyt wiele pytań miałaś w głowie. Pytań na które odpowiedzi nie miałaś.
-Musisz powiedzieć Piotrkowi.-rzuca Monia gdy siedzicie na kanapie w waszym domu
-Założę się ,że zaraz tu przyjedzie.
-Ty chyba nie chcesz tego przed nim ukryć?!-podnosi ton głosu
-Nie!-wtrącasz niemal od razu
-Każdy na jego miejscu by tak zrobił.-mówi spokojnie- Dzwoń do niego.-rzuca po czym dając ci chwilę na przygotowanie się psychicznie na tą rozmowę i by dać chwilę intymności wychodzi z pokoju. Chwytasz do ręki telefon. Wybierasz numer Piotrka. Bierzesz głęboki oddech. Zupełnie miękniesz gdy słyszysz jego ciepły i zatroskany głos. Nie potrafisz wydusić z siebie ani słowa.
-Gabi, jesteś tam?-słyszysz pytanie w słuchawce telefonu
-Jestem.-wyduszasz z siebie- Piotrek ja ci muszę coś powiedzieć i choć wiem ,że to nie jest rozmowa na telefon to muszę ci to powiedzieć...
-Byłaś dzisiaj u lekarza prawda?-słyszysz jak jego głos się zniża
-Byłam.-przytakujesz
-Coś jest nie tak ,zgadłem?
-Musze iść do.. szpitala.-ledwo panujesz nad emocjami czemu z pewnością nie sprzyjają buzującej hormony.
-Chryste..-urywa głos- Wracam do domu.
-Piotrek..
-Nie ma nawet dyskusji! Do cholery, myślisz ,że będę potrafił tu spokojnie siedzieć?!-podnosi ton głosu- Przepraszam.-dodaje po chwili- Po prostu muszę być teraz z tobą i ani słowa, dobrze?
-Nie zamierzam się kłócić.-pociągasz nosem- Tak bardzo cię teraz potrzebuję.-nie wytrzymujesz, a łzy płyną ciurkiem po twoich policzkach
-Wiem i zrobię wszystko co w mojej mocy żeby jak najszybciej być w Rzeszowie. Obiecuję.-mówi ciepło- Proszę cię nie płacz, będzie dobrze.
Rozmowa z Piotrkiem nie przyniosła zamierzonego efektu. Zamiast być nieco spokojniejszą, to wręcz przeciwnie. Jesteś roztrzęsiona, a łzy spływają strumieniami po twojej twarzy. Nie potrafisz racjonalnie myśleć. Do tego nie jesteś w stanie wydusić z siebie ani jednego, nawet najbardziej idiotycznego słowa. Siedzisz po prostu na kanapie zalana łzami w objęciach przyjaciółki ,która wyczuła sprawę i robi co tylko w jej mocy by jakkolwiek podtrzymać cię na duchu. Byłaś w tak podłym nastroju ,że nic ani nikt nie był w stanie ci pomóc. Czułaś się jakbyś dostała polik od losu ,choć defacto nie wiedziałaś jak wielki.
Nie wiesz nawet kiedy odpływasz do krainy Morfeusza. Nie wiesz także jakim cudem gdy otwierasz nazajutrz oczy znajdujesz się w swoim łóżku, bo jedyne co pamiętasz to wypłakiwanie się Moni w rękaw na kanapie w salonie. Gdy przytomniejesz słyszysz cichą rozmowę dobiegającą z głębi domu. Wkładasz na nogi ulubione kapcie i podążasz za głosami.
-Piotruś!-wydajesz z siebie piskliwy okrzyk i pędzisz prosto w ramiona ukochanego. Jesteś zupełnie zaskoczona jego widokiem ,ale nie masz nawet siły ani chęci by ganić go za to ,że jechał po nocy do domu. Jedyne co chciałaś w tym momencie to po prostu mieć go obok. Mieć swój azyl bezpieczeństwa na wyciągnięcie ręki. Tak bardzo brakowało ci jego bliskości i ciepła. Tak bardzo brakowało ci jego.
-Już dobrze, jestem z tobą.-mówi spokojnie nieprzerwanie cię obejmując
-Boję się. Tak bardzo się boję.-mówisz cicho
-Ja też, o was oboje.-odpowiada równie cicho- Ale zobaczysz, wszystko będzie dobrze.-uśmiecha się krzepiąco ,a ty wymuszasz choć cień uśmiechu na swoich ustach.
I choć starasz się być twarda, to wewnętrznie jesteś zgubiona jak mała dziewczynka. I choć zewnętrznie wydawać by się mogło ,że jakkolwiek radzisz sobie z zaistniałą sytuacją to tak naprawdę w środku paraliżuje cię strach. Dokładnie ten sam co przed laty. Ten sam, nieodzowny przyjaciel dziecięcych lat. Lat spędzonych na zażartej walce o byt. O kolejny zachód i wzejście słońca. Dokładnie ten sam cichy przyjaciel kolejnych dni. Strach we własnej osobie. W postaci zmory zatruwającej każdy dzień. Niszczący od środka nie gorzej aniżeli wszelkiego rodzaju używki. Jeden z demonów przeszłości. Przeszłości, która miała pozostać sferą złych wspomnień. Wspomnień ,które najchętniej wymazałbyś z głowy. Ale jak widać nie da się uciec od tego co było. Nie da się zupełnie odciąć od wydarzeń z niemalże poprzedniego życia. Nie sposób się nie bać.
-Tak jak mówiłem, z maluchem wszystko jest w najlepszym porządku.-uśmiecha się doktor wodząc głowicą po twoich już widocznym brzuszku- Znacie państwo płeć?
-Jeszcze nie.-odpowiadasz ściskając dłoń Piotrka z zaciekawieniem przyglądającego się poczynaniom lekarza
-Żeńska reprezentacja będzie miała nowy nabytek za jakieś dwadzieścia lat.-mówi mężczyzna- Gratuluję, to będzie córka.
Choć doskonale wiesz ,że twój mąż zdecydowanie marzył o pierworodnym to widzisz na jego twarzy szeroki uśmiech. Liczyłaś z jego strony raczej na zawód, tym bardziej zdziwił cię jego zachwyt i zadowolenie.
-Nie wolałbyś syna?-dziwisz się
-Wolałabym by z tobą było wszystko w porządku i z maluchem.-unosi kąciki ust ku górze- Jestem facetem i wiadomo ,że marzy mi się syn, ale to się dopracuje.-cmoka cię w policzek
-On mnie wcale nie uspokoił.-wzdychasz opierając głowę o piotrkowe ramię
-Czy ty zawsze musisz być taką pesymistką?
-Po prostu mam taki mętlik w głowie ,że spodziewam się wszystkiego.-wzdychasz
-Będzie dobrze.-mówi ciepło po czym obejmuje cię ramieniem.
Okropnie chciałaś wierzyć w jego słowa. Chciałaś, lecz z jakiegoś powodu nie mogłaś. Coś wewnątrz ciebie powstrzymywało cię przed zbyt optymistycznym podejściem do tej sprawy. Coś hamowało wszelakie dobre myśli i trzymało je z całych sił głęboko w środku ciebie. I choć starałaś się tego nie okazywać to wcale nie byłaś spokojna. Te wszystkie negatywne emocje kumulowały się w twoim środku czekając na najmniej odpowiednią chwilę żeby wybuchnąć.
Jak wielkie było twoje zdziwienie ,gdy po zaledwie czterdziestu ośmiu godzinach spędzonych w szpitalnych czterech ścianach zostałaś jak gdyby nigdy nic wypuszczona i zobowiązana do stawienia się do kontroli i po odbiór wyników za całe sześć dni. Dostałaś porcję lekarstw i różnorakich zaleceń i zostałaś odprawiona do domu. Wszyscy skakali dokoła ciebie jeszcze bardziej aniżeli poprzednio. I jeszcze bardziej miałaś tego dość. Czułaś się jak istna inwalida, gdy dostawało ci się nawet za głupie przejście się do furtki w celu sprawdzenia poczty czy nawet sprawdzenia stanu przydomowego ogródka. Czułaś niczym więzień w swoim własnym domu. Nawet małe dziecko miało w tej chwili więcej przywilejów aniżeli ty, dorosła kobieta.
-Traktujecie mnie jak obłożnie chorą.-buczysz
-Kochanie, nie można ci się przemęczać.
-Ale do cholery chyba mogę już przejść się na taras, czy tego też mi już nie można?!-podnosisz ton głosu
-Spokojnie.
-Nie, nie będę spokojna!-warczysz- A może mnie przywiążecie do łóżka pasami?
-To całkiem dobry pomysł.-śmieje się Piotrek
-Mnie to nie bawi.-boczysz się
-Skarbie zrozum, martwimy się o ciebie i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Wszyscy bez wyjątku.-uśmiecha się.
-Błagam was, przystopujcie trochę bo niedługo nie pozwolicie mi samej pójść do łazienki.
-Przemyślimy twoje argumenty i rozważymy na najbliższym spotkaniu.-mówi z udawaną powagą po czym wybucha śmiechem
-Piotruś, jesteś niemożliwy.-dźgasz go w bok doskonale wiedząc jak tego nienawidzi
-Okropna kobieto, czy ty zawsze musisz mi to robić?
-Okropna?-powtarzasz- Poczekaj aż będę cię ganiać w środku nocy po czekoladę do sklepu, to się dopiero przekonasz o znaczeniu tego słowa mój drogi.
-To chyba już wolę jak mnie dźgasz.-śmieje się przyciągając cię do siebie- Nawet nie wiesz jak się nie mogę doczekać aż się pojawi na świecie.-mówi po czym robi coś, co absolutnie cię rozbraja. Kładzie swoją dłoń na twoim już widocznym brzuszku po czym delikatnie go gładzi. W życiu nie widziałaś bardziej rozczulającego momentu niż ten ,gdy twój ukochany wodził dłonią po twoim brzuszku i mówił do maleństwa. I wtedy właśnie zapragnęłaś tylko jednego. Zapragnęłaś zobaczyć swoje maleństwo, całe i zdrowe. Nie marzyłaś o niczym innym jak o tym by wziąć je w ramiona i przytulić do siebie. Przytulić swój drugi, największy życiowy skarb. Wtedy z największym z możliwych uporów zaczęłaś wmawiać sobie ,że wszystko jest w absolutnym porządku. Powtarzałaś to sobie tysiące razy niczym modlitwę. Z całych sił pragnęłaś w to wierzyć. Wierzyć bez żadnych nawet najdrobniejszych obaw. Bez żadnych lęków oczekiwać kolejnego dnia.
-A może dacie jej na imię Sara?
-Sara?-mrużysz oczy bacznie obserwując przyjaciółkę przeglądającą czasopismo dla przyszłych mam
-No chyba nie będzie bezimienna? Ciotka na to nie pozwoli!
-Monia, za wcześnie na takie rzeczy.-studzisz jej zapał
-Dla was tak, ale ja sobie mogę pospekulować jako naczelna rozpieszczająca i ulubiona ciotka.-pokazuje ci język
-Dobra, dobra ty lepiej nie zajmuj się wszystkim aspektami z życia naszej jeszcze nienarodzonej córki tylko sama się byś wzięła do roboty.
-Najpierw się przypatrzę jak się odchowuje przyszłą mistrzynię olimpijską, a potem się zobaczy.
-Już wymyślasz jej nawet pracę?-śmiejesz się
-Na bank będzie wielka jak i tatuś, a jak będzie tak uparta jak i mamusia to masz to jak w banku.-chichocze
-Za dużo się tego naczytałaś.-wyrywasz jej z dłoni czasopismo co wywołuje na jej twarzy wyraźny grymas niezadowolenia. W odpowiedzi uśmiechasz się do niej szeroko i w jednej chwili natychmiast na jej opalonej twarzyczce jawi się szeroki i jakże charakterystyczny dla jej osoby szczery uśmiech. Dziękowałaś w duchu temu na górze ,że postawił ci tą wariatkę na twojej życiowej drodze. Choć początki waszej znajomości wcale nie zwiastowały tego ,że będziecie najlepszymi przyjaciółkami przez tyle lat to w życiu nie zamieniłabyś jej na nikogo innego. Pomimo faktu ,że potrafiłaby przegadać samego diabła i była najbardziej szaloną osobą jaką znałaś to była dla ciebie jak siostra. Odkąd sięgałaś pamięcią zawsze mogłaś na nią liczyć. I nie ważne czy była to godzina druga w nocy czy piąta nad ranem. Wystarczyłby twój jeden telefon, jedna krótka wiadomość i zaraz byłaby obok. Z resztą działało to w obydwie strony. Łączyła was tak silna więź, że momentami rozumiałyście się bez słów. Tym bardziej doskonale wiedziała kiedy nie mówiłaś jej prawdy lub coś zatajałaś. Znała cię jak mało kto i rozumiała jak mało kto. Byłyście dla siebie absolutnie stworzone. Na próżno było szukać drugiej tak długiej i pięknej przyjaźni.
-I już tak na nas nie narzekaj bo cię bardzo kochamy Gabi i troszczymy się o ciebie tylko z miłości.-uśmiecha się- Swoją drogą taki mąż to skarb. Nawet pomimo tego ,że dość często go nie ma.-śmieje się
-Wiem to.-przytakujesz- W życiu nie mogłam lepiej trafić.-uśmiechasz się- Z resztą nie tylko z mężem.
-Weź bo się rozkleję Nowakowska!-mówi rozanielona po czym przytula cię do siebie- Zajrzę do was jutro. Grzecznie tam szkrabie, ciocia się dowie!-poklepuje cię po brzuszku po czym po chwili opuszcza wasz dom. Rozwalasz się wygodnie na kanapie z książką w ręku w celu dokończenia przerwanej lektury i o dziwo, wcale nie był to poradnik dla przyszłych matek. Niemal równocześnie z przeczytaniem ostatniej strony do domu wpada twój ukochany mąż po mały joggingu. Oczywiście nie byłby sobą gdyby nie odezwał się jego wilczy apetyt. O dziwo dostałaś zezwolenie na opuszczenie salonowej kanapy i udanie się do kuchni. Dość sprawnie poszło ci przygotowanie jedzenia jak dla całego pułku wojska, które w mgnieniu oka zostało pochłonięte przez twojego ponad dwumetrowego ukochanego.
-Skarbie?-słyszysz wołanie z głębi domu i natychmiast udajesz się do miejsca jego dochodzenia- Widziałaś gdzieś może moje nowe buty? Nie mam pojęcia gdzie je wsadziłem.
-Te białe płetwy?-chichoczesz
-Dokładnie.-śmieje się- Widziałaś?
-Ty naprawdę byś beze mnie zginął.-odpowiadasz po czym po zaledwie kilku minutach znajdujesz zgubę Piotrka.
-Skarb nie kobieta!-cmoka cię w policzek
-Dobra, dobra, zobaczymy czy będziesz tak mówił na trzydziestą rocznicę ślubu.-uśmiechasz się
-Apropo rocznic!-klaszcze w dłonie
-Mam aż taką sklerozę?
-Na to wygląda.-śmieje się- Oby kolejnych takich czterdzieści jak te dziewięć słońce.-mówi promiennie po czym wręcza ci małe pudełeczko. Z ciekawością małego dziecka szybko rozpieczętowujesz pakunek. Twoim oczom ukazuje się śliczna bransoletka z zawieszką na której wygrawerowane są wasze imiona i data waszego poznania. Rzucasz się mu w ramiona w ramach podzięki i składasz czuły pocałunek na jego malinowych ustach co spotyka się z wyraźną aprobatą samego zainteresowanego.
-Jak mnie już wypuścicie z klasztoru to ci wynagrodzę.-mówisz
-Najlepszą nagrodą jesteś dla mnie ty i nasza córka.-uśmiecha się przykładając swoją dłoń do twojego brzuszka po raz kolejny absolutnie cię tym rozczulając. Z resztą czy jakaś kobieta może usłyszeć coś piękniejszego z ust swojego ukochanego? Zdecydowanie nie.
Wreszcie nadszedł ten wyczekiwany dzień. Dzień w którym wszelkie twoje obawy tudzież wątpliwości miały zostać rozwiane albo potwierdzone. Dzień ,który mógł zaważyć na wszystkim, łącznie z twoim życiem. Od samego rana chodziłaś jak na szpilkach nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca w domu. A im bliżej wizyty, tym większym kłębkiem nerwów się stawałaś. Nie pomagały ci nawet pokrzepiające słowa Piotrka czy twojej mamy i Moni. Nie potrafiłaś się tym nie stresować i usunąć tego ze swoich myśli. Tym bardziej niespokojnie siedziałaś na krzesełku w poczekalni gorliwie zaciskając dłoń Piotrka.
-Uspokój się bo zmiażdżysz mi zaraz dłoń.-śmieje się
-Przepraszam.-luzujesz uścisk- Po prostu się okropnie denerwuje.
-Kochanie, wszystko będzie okej.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze gładząc kciukiem twoją dłoń. Opierasz głowę o jego ramię i przeżywasz minuty istnej katorgi. Każda kolejna minuta czekania była dla ciebie jak godzina. Gdy pielęgniarka wymawia twoje imię nazwisko zapraszając do gabinety niemal natychmiast zrywasz się na równe nogi. Bierzesz głęboki oddech po czym wsparta obecnością swojego męża tuż obok wchodzisz do gabinetu lekarza. Witacie się grzecznie z lekarzem po czym zajmujecie miejsca naprzeciwko niego.
-Jak już wspominałem z maleństwem wszystko jest w jak najlepszym porządku.-zaczyna mężczyzna przyodziany w biały kitel- Ale chyba na tym dobre wiadomości się kończą.-wzdycha, a w twoich oczach momentalnie gromadzą się łzy. Czujesz jak Piotrek mocniej zaciska twoją dłoń starając się jakkolwiek powstrzymać cię od wybuchnięcia szlochem.
Win or die..
-Gabi proszę cię, powiedz mi coś.-mówi łamanym głosem- Cokolwiek.
-Muszę iść do szpitala.-wyrzucasz z siebie
-Matko, nie mów mi ,że..
-Nie wiem co jest, ale chodzi o mnie, nie o dziecko.-mówisz czując pojedynczą łzę spływającą po policzku- Boję się.
-Wszystko będzie dobrze. Musisz w to wierzyć. Musi być dobrze.-mówi przytulając cię, a ty rozklejasz się jak mała dziewczynka. Nie potrafisz tego zahamować. Boisz się. Najzwyczajniej w świecie ogarnął cię strach, największy z możliwych. Nie boisz się już tylko o siebie. Boisz się o to małe stworzonko ,które nosisz pod swoim sercem. O ten mały cud jaki ma pojawić się w waszym życiu za parę miesięcy. Czujesz się jakbyś siedziała na tykającej bombie ,która w każdym możliwym momencie może eksplodować i zniszczyć wszystko, na czele z tobą. Ale czy to nie aby przedwczesny wybuch? A może cisza przed burzą? Zbyt wiele pytań miałaś w głowie. Pytań na które odpowiedzi nie miałaś.
-Musisz powiedzieć Piotrkowi.-rzuca Monia gdy siedzicie na kanapie w waszym domu
-Założę się ,że zaraz tu przyjedzie.
-Ty chyba nie chcesz tego przed nim ukryć?!-podnosi ton głosu
-Nie!-wtrącasz niemal od razu
-Każdy na jego miejscu by tak zrobił.-mówi spokojnie- Dzwoń do niego.-rzuca po czym dając ci chwilę na przygotowanie się psychicznie na tą rozmowę i by dać chwilę intymności wychodzi z pokoju. Chwytasz do ręki telefon. Wybierasz numer Piotrka. Bierzesz głęboki oddech. Zupełnie miękniesz gdy słyszysz jego ciepły i zatroskany głos. Nie potrafisz wydusić z siebie ani słowa.
-Gabi, jesteś tam?-słyszysz pytanie w słuchawce telefonu
-Jestem.-wyduszasz z siebie- Piotrek ja ci muszę coś powiedzieć i choć wiem ,że to nie jest rozmowa na telefon to muszę ci to powiedzieć...
-Byłaś dzisiaj u lekarza prawda?-słyszysz jak jego głos się zniża
-Byłam.-przytakujesz
-Coś jest nie tak ,zgadłem?
-Musze iść do.. szpitala.-ledwo panujesz nad emocjami czemu z pewnością nie sprzyjają buzującej hormony.
-Chryste..-urywa głos- Wracam do domu.
-Piotrek..
-Nie ma nawet dyskusji! Do cholery, myślisz ,że będę potrafił tu spokojnie siedzieć?!-podnosi ton głosu- Przepraszam.-dodaje po chwili- Po prostu muszę być teraz z tobą i ani słowa, dobrze?
-Nie zamierzam się kłócić.-pociągasz nosem- Tak bardzo cię teraz potrzebuję.-nie wytrzymujesz, a łzy płyną ciurkiem po twoich policzkach
-Wiem i zrobię wszystko co w mojej mocy żeby jak najszybciej być w Rzeszowie. Obiecuję.-mówi ciepło- Proszę cię nie płacz, będzie dobrze.
Rozmowa z Piotrkiem nie przyniosła zamierzonego efektu. Zamiast być nieco spokojniejszą, to wręcz przeciwnie. Jesteś roztrzęsiona, a łzy spływają strumieniami po twojej twarzy. Nie potrafisz racjonalnie myśleć. Do tego nie jesteś w stanie wydusić z siebie ani jednego, nawet najbardziej idiotycznego słowa. Siedzisz po prostu na kanapie zalana łzami w objęciach przyjaciółki ,która wyczuła sprawę i robi co tylko w jej mocy by jakkolwiek podtrzymać cię na duchu. Byłaś w tak podłym nastroju ,że nic ani nikt nie był w stanie ci pomóc. Czułaś się jakbyś dostała polik od losu ,choć defacto nie wiedziałaś jak wielki.
Nie wiesz nawet kiedy odpływasz do krainy Morfeusza. Nie wiesz także jakim cudem gdy otwierasz nazajutrz oczy znajdujesz się w swoim łóżku, bo jedyne co pamiętasz to wypłakiwanie się Moni w rękaw na kanapie w salonie. Gdy przytomniejesz słyszysz cichą rozmowę dobiegającą z głębi domu. Wkładasz na nogi ulubione kapcie i podążasz za głosami.
-Piotruś!-wydajesz z siebie piskliwy okrzyk i pędzisz prosto w ramiona ukochanego. Jesteś zupełnie zaskoczona jego widokiem ,ale nie masz nawet siły ani chęci by ganić go za to ,że jechał po nocy do domu. Jedyne co chciałaś w tym momencie to po prostu mieć go obok. Mieć swój azyl bezpieczeństwa na wyciągnięcie ręki. Tak bardzo brakowało ci jego bliskości i ciepła. Tak bardzo brakowało ci jego.
-Już dobrze, jestem z tobą.-mówi spokojnie nieprzerwanie cię obejmując
-Boję się. Tak bardzo się boję.-mówisz cicho
-Ja też, o was oboje.-odpowiada równie cicho- Ale zobaczysz, wszystko będzie dobrze.-uśmiecha się krzepiąco ,a ty wymuszasz choć cień uśmiechu na swoich ustach.
I choć starasz się być twarda, to wewnętrznie jesteś zgubiona jak mała dziewczynka. I choć zewnętrznie wydawać by się mogło ,że jakkolwiek radzisz sobie z zaistniałą sytuacją to tak naprawdę w środku paraliżuje cię strach. Dokładnie ten sam co przed laty. Ten sam, nieodzowny przyjaciel dziecięcych lat. Lat spędzonych na zażartej walce o byt. O kolejny zachód i wzejście słońca. Dokładnie ten sam cichy przyjaciel kolejnych dni. Strach we własnej osobie. W postaci zmory zatruwającej każdy dzień. Niszczący od środka nie gorzej aniżeli wszelkiego rodzaju używki. Jeden z demonów przeszłości. Przeszłości, która miała pozostać sferą złych wspomnień. Wspomnień ,które najchętniej wymazałbyś z głowy. Ale jak widać nie da się uciec od tego co było. Nie da się zupełnie odciąć od wydarzeń z niemalże poprzedniego życia. Nie sposób się nie bać.
-Tak jak mówiłem, z maluchem wszystko jest w najlepszym porządku.-uśmiecha się doktor wodząc głowicą po twoich już widocznym brzuszku- Znacie państwo płeć?
-Jeszcze nie.-odpowiadasz ściskając dłoń Piotrka z zaciekawieniem przyglądającego się poczynaniom lekarza
-Żeńska reprezentacja będzie miała nowy nabytek za jakieś dwadzieścia lat.-mówi mężczyzna- Gratuluję, to będzie córka.
Choć doskonale wiesz ,że twój mąż zdecydowanie marzył o pierworodnym to widzisz na jego twarzy szeroki uśmiech. Liczyłaś z jego strony raczej na zawód, tym bardziej zdziwił cię jego zachwyt i zadowolenie.
-Nie wolałbyś syna?-dziwisz się
-Wolałabym by z tobą było wszystko w porządku i z maluchem.-unosi kąciki ust ku górze- Jestem facetem i wiadomo ,że marzy mi się syn, ale to się dopracuje.-cmoka cię w policzek
-On mnie wcale nie uspokoił.-wzdychasz opierając głowę o piotrkowe ramię
-Czy ty zawsze musisz być taką pesymistką?
-Po prostu mam taki mętlik w głowie ,że spodziewam się wszystkiego.-wzdychasz
-Będzie dobrze.-mówi ciepło po czym obejmuje cię ramieniem.
Okropnie chciałaś wierzyć w jego słowa. Chciałaś, lecz z jakiegoś powodu nie mogłaś. Coś wewnątrz ciebie powstrzymywało cię przed zbyt optymistycznym podejściem do tej sprawy. Coś hamowało wszelakie dobre myśli i trzymało je z całych sił głęboko w środku ciebie. I choć starałaś się tego nie okazywać to wcale nie byłaś spokojna. Te wszystkie negatywne emocje kumulowały się w twoim środku czekając na najmniej odpowiednią chwilę żeby wybuchnąć.
Jak wielkie było twoje zdziwienie ,gdy po zaledwie czterdziestu ośmiu godzinach spędzonych w szpitalnych czterech ścianach zostałaś jak gdyby nigdy nic wypuszczona i zobowiązana do stawienia się do kontroli i po odbiór wyników za całe sześć dni. Dostałaś porcję lekarstw i różnorakich zaleceń i zostałaś odprawiona do domu. Wszyscy skakali dokoła ciebie jeszcze bardziej aniżeli poprzednio. I jeszcze bardziej miałaś tego dość. Czułaś się jak istna inwalida, gdy dostawało ci się nawet za głupie przejście się do furtki w celu sprawdzenia poczty czy nawet sprawdzenia stanu przydomowego ogródka. Czułaś niczym więzień w swoim własnym domu. Nawet małe dziecko miało w tej chwili więcej przywilejów aniżeli ty, dorosła kobieta.
-Traktujecie mnie jak obłożnie chorą.-buczysz
-Kochanie, nie można ci się przemęczać.
-Ale do cholery chyba mogę już przejść się na taras, czy tego też mi już nie można?!-podnosisz ton głosu
-Spokojnie.
-Nie, nie będę spokojna!-warczysz- A może mnie przywiążecie do łóżka pasami?
-To całkiem dobry pomysł.-śmieje się Piotrek
-Mnie to nie bawi.-boczysz się
-Skarbie zrozum, martwimy się o ciebie i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Wszyscy bez wyjątku.-uśmiecha się.
-Błagam was, przystopujcie trochę bo niedługo nie pozwolicie mi samej pójść do łazienki.
-Przemyślimy twoje argumenty i rozważymy na najbliższym spotkaniu.-mówi z udawaną powagą po czym wybucha śmiechem
-Piotruś, jesteś niemożliwy.-dźgasz go w bok doskonale wiedząc jak tego nienawidzi
-Okropna kobieto, czy ty zawsze musisz mi to robić?
-Okropna?-powtarzasz- Poczekaj aż będę cię ganiać w środku nocy po czekoladę do sklepu, to się dopiero przekonasz o znaczeniu tego słowa mój drogi.
-To chyba już wolę jak mnie dźgasz.-śmieje się przyciągając cię do siebie- Nawet nie wiesz jak się nie mogę doczekać aż się pojawi na świecie.-mówi po czym robi coś, co absolutnie cię rozbraja. Kładzie swoją dłoń na twoim już widocznym brzuszku po czym delikatnie go gładzi. W życiu nie widziałaś bardziej rozczulającego momentu niż ten ,gdy twój ukochany wodził dłonią po twoim brzuszku i mówił do maleństwa. I wtedy właśnie zapragnęłaś tylko jednego. Zapragnęłaś zobaczyć swoje maleństwo, całe i zdrowe. Nie marzyłaś o niczym innym jak o tym by wziąć je w ramiona i przytulić do siebie. Przytulić swój drugi, największy życiowy skarb. Wtedy z największym z możliwych uporów zaczęłaś wmawiać sobie ,że wszystko jest w absolutnym porządku. Powtarzałaś to sobie tysiące razy niczym modlitwę. Z całych sił pragnęłaś w to wierzyć. Wierzyć bez żadnych nawet najdrobniejszych obaw. Bez żadnych lęków oczekiwać kolejnego dnia.
-A może dacie jej na imię Sara?
-Sara?-mrużysz oczy bacznie obserwując przyjaciółkę przeglądającą czasopismo dla przyszłych mam
-No chyba nie będzie bezimienna? Ciotka na to nie pozwoli!
-Monia, za wcześnie na takie rzeczy.-studzisz jej zapał
-Dla was tak, ale ja sobie mogę pospekulować jako naczelna rozpieszczająca i ulubiona ciotka.-pokazuje ci język
-Dobra, dobra ty lepiej nie zajmuj się wszystkim aspektami z życia naszej jeszcze nienarodzonej córki tylko sama się byś wzięła do roboty.
-Najpierw się przypatrzę jak się odchowuje przyszłą mistrzynię olimpijską, a potem się zobaczy.
-Już wymyślasz jej nawet pracę?-śmiejesz się
-Na bank będzie wielka jak i tatuś, a jak będzie tak uparta jak i mamusia to masz to jak w banku.-chichocze
-Za dużo się tego naczytałaś.-wyrywasz jej z dłoni czasopismo co wywołuje na jej twarzy wyraźny grymas niezadowolenia. W odpowiedzi uśmiechasz się do niej szeroko i w jednej chwili natychmiast na jej opalonej twarzyczce jawi się szeroki i jakże charakterystyczny dla jej osoby szczery uśmiech. Dziękowałaś w duchu temu na górze ,że postawił ci tą wariatkę na twojej życiowej drodze. Choć początki waszej znajomości wcale nie zwiastowały tego ,że będziecie najlepszymi przyjaciółkami przez tyle lat to w życiu nie zamieniłabyś jej na nikogo innego. Pomimo faktu ,że potrafiłaby przegadać samego diabła i była najbardziej szaloną osobą jaką znałaś to była dla ciebie jak siostra. Odkąd sięgałaś pamięcią zawsze mogłaś na nią liczyć. I nie ważne czy była to godzina druga w nocy czy piąta nad ranem. Wystarczyłby twój jeden telefon, jedna krótka wiadomość i zaraz byłaby obok. Z resztą działało to w obydwie strony. Łączyła was tak silna więź, że momentami rozumiałyście się bez słów. Tym bardziej doskonale wiedziała kiedy nie mówiłaś jej prawdy lub coś zatajałaś. Znała cię jak mało kto i rozumiała jak mało kto. Byłyście dla siebie absolutnie stworzone. Na próżno było szukać drugiej tak długiej i pięknej przyjaźni.
-I już tak na nas nie narzekaj bo cię bardzo kochamy Gabi i troszczymy się o ciebie tylko z miłości.-uśmiecha się- Swoją drogą taki mąż to skarb. Nawet pomimo tego ,że dość często go nie ma.-śmieje się
-Wiem to.-przytakujesz- W życiu nie mogłam lepiej trafić.-uśmiechasz się- Z resztą nie tylko z mężem.
-Weź bo się rozkleję Nowakowska!-mówi rozanielona po czym przytula cię do siebie- Zajrzę do was jutro. Grzecznie tam szkrabie, ciocia się dowie!-poklepuje cię po brzuszku po czym po chwili opuszcza wasz dom. Rozwalasz się wygodnie na kanapie z książką w ręku w celu dokończenia przerwanej lektury i o dziwo, wcale nie był to poradnik dla przyszłych matek. Niemal równocześnie z przeczytaniem ostatniej strony do domu wpada twój ukochany mąż po mały joggingu. Oczywiście nie byłby sobą gdyby nie odezwał się jego wilczy apetyt. O dziwo dostałaś zezwolenie na opuszczenie salonowej kanapy i udanie się do kuchni. Dość sprawnie poszło ci przygotowanie jedzenia jak dla całego pułku wojska, które w mgnieniu oka zostało pochłonięte przez twojego ponad dwumetrowego ukochanego.
-Skarbie?-słyszysz wołanie z głębi domu i natychmiast udajesz się do miejsca jego dochodzenia- Widziałaś gdzieś może moje nowe buty? Nie mam pojęcia gdzie je wsadziłem.
-Te białe płetwy?-chichoczesz
-Dokładnie.-śmieje się- Widziałaś?
-Ty naprawdę byś beze mnie zginął.-odpowiadasz po czym po zaledwie kilku minutach znajdujesz zgubę Piotrka.
-Skarb nie kobieta!-cmoka cię w policzek
-Dobra, dobra, zobaczymy czy będziesz tak mówił na trzydziestą rocznicę ślubu.-uśmiechasz się
-Apropo rocznic!-klaszcze w dłonie
-Mam aż taką sklerozę?
-Na to wygląda.-śmieje się- Oby kolejnych takich czterdzieści jak te dziewięć słońce.-mówi promiennie po czym wręcza ci małe pudełeczko. Z ciekawością małego dziecka szybko rozpieczętowujesz pakunek. Twoim oczom ukazuje się śliczna bransoletka z zawieszką na której wygrawerowane są wasze imiona i data waszego poznania. Rzucasz się mu w ramiona w ramach podzięki i składasz czuły pocałunek na jego malinowych ustach co spotyka się z wyraźną aprobatą samego zainteresowanego.
-Jak mnie już wypuścicie z klasztoru to ci wynagrodzę.-mówisz
-Najlepszą nagrodą jesteś dla mnie ty i nasza córka.-uśmiecha się przykładając swoją dłoń do twojego brzuszka po raz kolejny absolutnie cię tym rozczulając. Z resztą czy jakaś kobieta może usłyszeć coś piękniejszego z ust swojego ukochanego? Zdecydowanie nie.
Wreszcie nadszedł ten wyczekiwany dzień. Dzień w którym wszelkie twoje obawy tudzież wątpliwości miały zostać rozwiane albo potwierdzone. Dzień ,który mógł zaważyć na wszystkim, łącznie z twoim życiem. Od samego rana chodziłaś jak na szpilkach nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca w domu. A im bliżej wizyty, tym większym kłębkiem nerwów się stawałaś. Nie pomagały ci nawet pokrzepiające słowa Piotrka czy twojej mamy i Moni. Nie potrafiłaś się tym nie stresować i usunąć tego ze swoich myśli. Tym bardziej niespokojnie siedziałaś na krzesełku w poczekalni gorliwie zaciskając dłoń Piotrka.
-Uspokój się bo zmiażdżysz mi zaraz dłoń.-śmieje się
-Przepraszam.-luzujesz uścisk- Po prostu się okropnie denerwuje.
-Kochanie, wszystko będzie okej.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze gładząc kciukiem twoją dłoń. Opierasz głowę o jego ramię i przeżywasz minuty istnej katorgi. Każda kolejna minuta czekania była dla ciebie jak godzina. Gdy pielęgniarka wymawia twoje imię nazwisko zapraszając do gabinety niemal natychmiast zrywasz się na równe nogi. Bierzesz głęboki oddech po czym wsparta obecnością swojego męża tuż obok wchodzisz do gabinetu lekarza. Witacie się grzecznie z lekarzem po czym zajmujecie miejsca naprzeciwko niego.
-Jak już wspominałem z maleństwem wszystko jest w jak najlepszym porządku.-zaczyna mężczyzna przyodziany w biały kitel- Ale chyba na tym dobre wiadomości się kończą.-wzdycha, a w twoich oczach momentalnie gromadzą się łzy. Czujesz jak Piotrek mocniej zaciska twoją dłoń starając się jakkolwiek powstrzymać cię od wybuchnięcia szlochem.
*
Czułam to. Po prostu wiedziałam. Gdzieś w głębi mnie coś podświadomie szeptało mi ,że to dopiero początek wszelkich kłopotów. Coś mówiło mi ,że to nie będzie miało happy endu. Teraz nie liczy się nic. Nie liczy się praca, studia, przyjaciele i rodzina. Wiem, to egoistyczne, ale w tej sytuacji nie można myśleć inaczej. Teraz liczy się tylko i wyłącznie ta kruszynka ,którą noszę pod sercem. I choćby nie wiem co, zrobię wszystko by za cztery miesiące mieć ją przy sobie. Byśmy mogli cieszyć się z jej pojawienia. Teraz to mój jedyny cel. Nie chodzi już tylko o mnie. Nie mam tych paru lat mniej i nie jestem sama. Mam rodzinę. Mam męża. Mam to małe stworzonko wewnątrz siebie. Mam to, co trzyma mnie tutaj. I zrobię wszystko. Wszystko co w mojej mocy by tego nie stracić. Nie dam się. Wracam na ring. Wracamy na dogrywkę, tym razem bez możliwości dalszej walki po jej zakończeniu.
~*~
Dzisiaj dość krótko i zwięźle ode mnie. Sprawy się rozwijają i nie mniej komplikują. Przed tą dwójką poważna decyzja do podjęcia i ciężka droga do przebycia. Przyznam ,że nie jestem jakoś super zadowolona z tego tam na górze, aczkolwiek mniej więcej jest to, co chciałam przekazać w tym epizodzie. Aczkolwiek wszelką opinię pozostawiam Wam. Wybaczcie za ten bezsens w moim komentarzu ,ale czas nagli. Dzisiaj zdzieram gardełko przyodziana w pasiaka na najwspanialszym Podpromiu! Wypatrujcie mnie tam w tv :P
Miłego dnia i weekendu kochane!
Ściskam,
wignspikerr.
No nie, a myślałam, że jednak choroba nie powróci ;/ Przecież przy ciąży nawet najmniejsza infekcja jest szkodliwa. Boję się, że na końcu tej historii w epilogu będzie Piotrek z córeczką na cmentarzu ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
jestem szczesliwa, ale zarazem smutna, nie wiem co mam myslec, rozdzial oczywiscie - jak zwykle xD boski c: mam dziwne przeczucia, ale nwm co one oznaczaja, mam jeszcze tylko nadzieje, ze jesli to choroba to Gabi wygra z nia, poza tym przerwac w takim momencie?! no wiesz co?! foch xD nie moge sie juz doczekac cd, a moze by tak prezent dla nas i nastepny rozdzial pojawi sie przed czasem?
OdpowiedzUsuńPS zapraszam do mnie na jedynke :
zagubiona-przez-zycie.blogspot.com
wrócę tutaj, ale no...ej :c
OdpowiedzUsuńI mówią, że życie jest kolorowe, piękne i przyjemne? Tsa... Chyba w bajkach, które czyta się dzieciom na dobranoc ;/
OdpowiedzUsuńPowrót choroby to najgorsza rzecz, jaka mogła teraz na Gabrysię spaść. Dlaczego wszystko musi się pieprzyć, jak wydaje nam się, że jest tak dobrze?
Pozdrawiam :*
Ej no.... imy tu czekamy na najważniejsze-co z Gabi, a Ty uciekasz?? :) Teraz codziennie będę sprawdzała czy cos może dopisałaś. :) Bardzo się o nia boję, proszę daj jej wygrać te wojnę!!! Błagam no.... Zbyt wiele zła jest na świecie... daj nadzieję. Villia
OdpowiedzUsuńCaro, nienawidzę Cię za to! ;(
OdpowiedzUsuńNie tak miało być, nie takie wyniki badań.
Smutno.
Cholera, nie wiem co napisać? Smutno mi bardzo, bo nie chciałam żeby tak potoczyły się losy bohaterów, Podziwiam spokój Piotrka, i chętnie przyjmę taką replikę realną ^^ Jest wręcz idealny niby spokojny, ale wśród 'swoich' wcale mrukiem nie jest. Jest opiekuńczy, lecz to normalne, że tak się zachowuje wobec osoby którą kocha ponad życie. Nie wiem za bardzo co Gabi dolega, ale chyba coś związanego z nowotworem?;/ Czy ja za dużo wyobrażam? W takim razie trzymam kciuki za nią, za Maleńką i oby wszystko zakończyło się pozytywnie, a Piotrek mógł cieszyć codziennym widokiem dwóch kobiet.
Ściskam :*
ehhh no... i nie wiem co napisać. Jest mi cholernie przykro... Oby Gabi pokonała tą chorobę tak, jak przed laty i już było wszystko dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Nie jest dobrze. Na jedno dobrze, że dziecku nic nie jest ale przecież jej zdrowie też się liczy. Dobrze, że Piotrek jest przy niej i wspiera, bo inaczej mogło by się to potoczyć wszystko w inną stronę. Sądzę, że wybór będzie dotyczyć istnienia. Albo ona albo dziecko i coś mi się wydaje, że wybierze życie dziecka jak każda matka...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam, że tak późno ;*