niedziela, 15 czerwca 2014

Predestynacja czternasta.

Kolejne dni i tygodnie mijały na pozór spokojnie, bez większych ekscesów. Można by rzec, że wreszcie nastała tak długo przez was wyczekiwana chwila spokoju i ciszy. Wcale nie przeszkadzała ci szara codzienność i rutyna jaka momentami cię dopadała. Po tym co przeszłaś, a w zasadzie przeliście tych kilka miesięcy temu ten spokój w twoim życiu był absolutnie błogim i normalnym. Już dawno nie czułaś się tak dobrze. Już dawno nie żyłaś tak beztrosko jak w chwili obecnej. Nie musiałaś się obawiać każdego wieczora czy aby na pewno będzie ci dane oglądać kolejny wschód słońca. Nie musiałaś umierać niemal codziennie ze strachu o swoją kruszynkę, jeszcze wtedy noszoną pod sercem dla której zaryzykowałaś to co miałaś najcenniejszego. Nie musiałaś patrzeć na zatroskane twarze twoich bliskich z pełną trwogą zastanawiającymi się czy aby dotrwasz do mety. Nie musiałaś się wreszcie bać. Twój cichy przyjaciel tych złych dni wreszcie odszedł w niepamięć. Wreszcie strach przestał przesłaniać zdrowy rozsądek. Mogłaś żyć pełną piersią i cieszyć się swoim szczęściem jakie niebagatelnie dawali ci Piotrek i Lenka. Mogliście we troje żyć pełnią szczęścia. We dwoje z twoim ukochanymi z szerokimi uśmiechami na twarzy mogliście obserwować jak wasza pociecha każdego kolejnego dnia się zmienia, jak przerasta swoich rówieśników. Przede wszystkim mogliście się cieszyć sobą nawzajem. Swoją bliskością, ciepłem i tym wielkim uczuciem jakim się darzyliście nieprzerwanie od blisko dziesięciu lat. I nie było już strachu, obawy o jutro. Nie było tego co złe. Wreszcie nastało to, co dobre. To na co tak długo czekaliście. 
 -Chyba wygrałem.-rzuca Piotrek gdy siedzicie obok siebie spoglądając na waszą pociechę walczącą z nową zabawką
 -Co takiego?-marszczysz brwi
 -Pamiętasz, kilka miesięcy temu powiedziałem, że Lenka będzie bardziej podobna do ciebie niż do mnie, wtedy mnie wyśmiałaś, ale chyba mamy zwycięzcę.-szczerzy się
 -Bo wtedy była bardziej podobna do ciebie!-bronisz się
 -Czekam na nagrodę.-porusza zabawnie brwiami przyprawiając cię tym samym o śmiech
 -I co byś chciał?-spoglądasz na niego wyczekująco
 -Czy ja wieeeeeem.-odpowiada z szerokim uśmiechem po czym skrada ci soczystego buziaka
 -Panie Nowakowski, ja nie wiem co się z panem stało. Gdzie się podział ten nieśmiały wielkolud?
 -To pani tak na mnie demoralizatorsko działa pani Nowakowska.-mówi nieprzerwanie ci się przypatrując
 -Trzeba zdecydowanie przedsięwziąć jakieś kroki by temu zaprzestać.-mówisz z udawaną powagą ledwo hamując śmiech
 -Jestem gotów na wszelkie kroki.-przytakuje ci, a ty doskonale widzisz, że jest bliski wybuchnięcia śmiechem, co też po chwili obydwoje czynicie. Siedząc z głową wspartą na jego ramieniu czułaś się jakbyście obydwoje przeżywali drugą młodość. Jakbyście znów byli te dziesięć lat młodsi i to były dopiero nieśmiałe początki waszej znajomości. Czułaś się jakbyś się zakochała w nim na nowo. Minęło już prawie dziesięć wspólnie spędzonych lat, a wy wciąż poza sobą nie widzieliście świata i momentami swoim zachowaniem przypominaliście parę zakochanych nastolatków. W tym momencie czułaś się najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie potrzebowałaś do szczęścia niczego bardziej aniżeli obecności swojego męża i córki tuż obok. To oni byli twoim przepisem na życie. Oni sprawiali, że nawet najbardziej beznadziejny dzień za sprawą ich jednego uśmiechu stawał się o wiele lepszy. Żadne majętności całego świata nie mogły w żaden sposób równać się uśmiechowi najbliższych osób.
Miesiące mijały jak szalone. Dnie zamieniały się w tygodnie,a te w miesiące. Nie wiedziałaś nawet kiedy ten czas tak szybko minął. Jego oddziaływanie mogłaś obserwować zwłaszcza u waszej pociechy, który zaczynała stawiać pierwsze kroki, a jej gaworzenie było na porządku dziennym. Rosła wręcz w oczach. Już teraz mogliście śmiało stwierdzić, że ze wzrostem wdała się w tatusia bo nie mieściła się w żaden sposób we wszelkie wymiary dziecka w jej wieku i zdecydowanie górowała nad swoimi rówieśnikami. Rosła, więc jak na drożdżach przez co wszyscy dookoła wróżyli jej kontynuowanie rodzinnych tradycji i pójście w ślady taty, i na nic zdawały się twoje ciche marzenia o jej karierze baletnicy bo twój ukochany mąż wydawać się mogło co raz to bardziej zaszczepiał w niej bakcyla do sportu. Jednymi słowy, posiadanie przez ciebie dwóch sportowców w domu było zupełną kwestią czasu. W chwili obecnej jednak, w waszym domu planowała akcja Mistrzostwa Świata 2014, które zbliżały się wielkimi krokami. W międzyczasie jakimś cudem, pomimo napiętego terminarza rozgrywek udało wam się wyjechać na kilka z dni z kraju do słonecznej Portugalii i mieć na wyłączność twojego ukochanego męża, który od czasu powrotu do gry był w domu bardziej gościem. Musisz przyznać, że częściej widywałaś w tym okresie swoją starszą siostrę mieszkającą na stałe poza granicami kraju aniżeli własnego męża, jednak chcąc nie chcąc musiałaś się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy.
 -Kiedy zaczynają?-pyta Monika trzymająca w ramionach swoją pociechę
 -Dokładnie trzydziestego sierpnia na stadionie narodowym.-odpowiadasz przyjaciółce
 -Jeśli chcesz mogę zając się wtedy Lenką.-oferuje się
 -Nie coś ty, cały czas pyta o tatę, więc chyba ani ona, ani Piotrek by nie darowali jakbym jej ze sobą nie zabrała.-śmiejesz się- Z resztą ty chyba masz zajęcie i to podwójne.-mówisz
 -I ciekawo jak ona ma nie lubić siatkówki i zostać primabaleriną jak praktycznie wychowujecie ją na hali?-pyta z uśmiechem- Z resztą jak urośnie i będzie miała prawie dwa metry to będzie jej ciężko tańczyć w balecie.-chichocze
 -Lepiej się nie śmiej, bo jak naprawdę będzie taka wielka to nie wiem czy będzie komuś do śmiechu, na przykład mi.-odpowiadasz przyjaciółce ze śmiechem
 -Dobra, już nie będę taką wredną matką chrzestną.
 -Żebyś nie wykrakała.-kręcisz nie bardzo potrafiąc wyobrazić sobie swoją córkę o dość rosłym wzroście. Po was również można było dostrzec wpływy upływającego czasu. Nie byłyście już beztroskimi studentkami bujającymi w obłokach. Nie miałyście już po naście lat. Nie byłyście już tamtymi dziewczynami bez żadnych większych zobowiązań. Teraz obydwie byłyście szczęśliwymi żonami i matkami. Realizowałyście się w pracy, a do tego wręcz emitowałyście szczęściem. Bo czy potrzebowałyście czegoś więcej od życia jak kochająca rodzina, przyjaciółka oraz wspaniały mąż i dzieci? Zdecydowanie nie. To było to do czego dąży każda kobieta. To o czym marzą małe dziewczynki. To o czym zawsze marzyłaś.
 -Nie myśleliście nad jakimś rodzeństwem dla Lenki?-pyta nagle przyjaciółka
 -Szczerze mówiąc to nie.-kręcisz głową
 -Wiesz, młodsi nie będziecie, a myślę, że jej przydałoby się towarzystwo, prawda kochanie?-mówi Monia spoglądając na swoją chrześnicę bawiącą się nieopodal
 -Nie chodzi o to, że nie chcę, bo sama mam dwójkę rodzeństwa i nie wyobrażam sobie bez nich życia, ale po prostu ciąża naprawdę wiele mnie kosztowała..-urywasz by wziąć głęboki wdech- Po prostu boję się...
 -Gabi, przecież jesteś zupełnie zdrowa.-przerywa ci przyjaciółka siadając tuż obok ciebie- Rozumiem, że się boisz, bo o mały włos i nie siedziałabyś tu, ale przecież to nie stanie się przy kolejnej ciąży.
 -Wiem, że to głupie, ale po prostu za nic nie potrafię się pozbyć tej myśli, a na pewno nie pomaga mi fakt, że mojemu mężowi marzy się syn.-wzdychasz głęboko- Z resztą nawet jeśli, to po tym zabiegu musi minąć co najmniej rok.
 -Kiedy ostatnio się badałaś?-pyta nagle
 -Nie wiem, trzy albo cztery miesiące temu.-wzruszasz ramionami
 -A co ile powinnaś to robić?-spogląda na ciebie wyczekująco
 -No dobra, masz mnie!-kapitulujesz- Góra co półtorej miesiąca.-odpowiadasz- Po prostu nie miałam ostatnio czasu.
 -Z tobą to gorzej niż z dzieckiem.-kręci głową
 -Obiecuję, że zrobię je jak wrócę, słowo harcerza.
 -I ponoć to ty z naszej dwójki jesteś ta bardziej rozgarnięta i bardziej odpowiedzialna.-śmieje się szatynka
 -Gdybym wiedziała, że tak na ciebie zadziałają dzieci to chyba szybciej bym ci podrzuciła ten pomysł.-chichoczesz
 -Wiesz, jak ja się za coś zabieram to porządnie, od razu odchowam sobie dwa za jednym zamachem.
 -Teraz mówisz to tak ochoczo, zobaczymy czy dalej będziesz tak mówić jak wyrosną ci na urwisów i będziesz co tydzień w szkole.-mówisz ze śmiechem
 -Jak wdadzą się charakterkiem we mnie to mam to jak w banku!-po chwili dodaje-Może jednak któreś wda się w chrzestnych?
 -Jak we mnie to chyba gorzej być nie mogło.-śmiejesz się- Ale w Piotrka spokojnie mogą, tak samo jak Lena.
 -Pomimo, że rzadko bywa w domu, to ten twój mąż to unikat.-mówi z uśmiechem Monika
 -Dlaczego tak sądzisz?-ściągasz brwi
 -Bo on od ponad dziesięciu lat wciąż tak samo na ciebie patrzy.-mówi- Z tą samą miłością i uczuciem. Nie dość, że gra i to nie byle jak to jeszcze jest jednym z lepszych ojców jakich widziałam, a i wujkiem jest wyborowym. Takich to ze świecą szukać Gabi.-unosi kąciki ust ku górze
 -Nawet nie wiesz jak bardzo dziękuję Bogu, że wtedy poraził mnie tym bliżej nieznanym mi uczuciem i dał odwagę żeby wtedy do niego podejść. Sama przez długi czas nie wiedziałam co mnie podkusiło, ale po kilku latach odkryłam to co mną pokierowało.-uśmiechasz się szeroko na samo wspomnienie pierwszych lat waszej znajomości- Bo kto by pomyślał, że ja, charakterna i zbuntowana nastolatka zakocha się od pierwszego wejrzenia w wyrośniętym i małomównym chłopaku?
 -Ja na pewno nie.-śmieje się Monika
 -Tak jak i większość z naszych znajomych.-chichoczesz- Przyznam, że z początkiem ja sama wątpiłam w powodzenie tego wszystkiego bo jakby to ująć, na początku różnica charakterów była ogromna.
 -Ale wiesz co?-pyta spoglądając na ciebie z uśmiechem- Nigdy nie widziałam bardziej zakochanych w sobie ludzi.
 -A ja nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa.-uśmiechasz się- I wreszcie nic ani nikt nie przeszkadza mi w tym szczęściu.-mówisz nie potrafiąc się nie szczerzyć jak głupia. Dlaczego? Bo byłaś spełniona. Byłaś kochana i kochałaś. Miałaś wszystko czego potrzebował każdy człowiek w swoim życiu. Bo twoim całym światem nie była praca czy wysoka gaża w pracy. Twoim światem był ten ponad dwumetrowy blondyn i mała niebieskooka szatynka bawiącą się nieopodal ciebie. To właśnie było twoją osobistą definicją szczęścia.
Po kolejnych godzinach rozmowy z przyjaciółką widząc zmęczenie swojej pociechy, która co rusz ziewała postanowiłaś zakończyć spotkanie. Z pewnością jak gdyby nic wyszłabyś z mieszkania przyjaciółki gdyby nie fakt, że w chwili podnoszeniu Lenki z dywanu, który był jej miejsce zabawa poczułaś delikatne kłucie w okolicach kręgosłupa. Zdecydowanie zbagatelizowałaś sprawę myśląc, że to po prostu efekt zajęć z fitnessu na jakie namówiła cię przyjaciółka i odbywałaś ostatnimi dniami, jednak ból wcale, a wcale nie przechodził. Jak gdyby nigdy nic wykąpałaś córkę i ułożyłaś ją do snu po czym sama odbyłaś długą i aromatyczną kąpiel po której odbyłaś jeszcze krótką rozmowę ze swoim ukochanym wręcz nie mogącym się doczekać meczu otwarcia mistrzostw, a także waszego przyjazdu do którego pozostało już tylko parę dni.
 -Mała nie rozrabia?-pyta
 -Chyba wda się w ciebie, bo ostatnimi dniami jest grzeczną jak aniołek!-rzucasz z uśmiechem
 -No ja widzę, że w takim tempie to ona wszystko będzie mieć po mnie, oczywiście od pasa w górę.-chichocze
 -Już tak sobie nie pochlebiaj kochanie.-mówisz ze śmiechem- Lepiej tam solidnie trenuj bo nie wiem jak ty, ale my nie zamierzamy tłuc się aż do Warszawy żeby zobaczyć jak sobie wyglądasz w kwadracie dla rezerwowych mój drogi.
 -Skarbie, czyżbyś wątpiła w swojego wspaniałego męża?
 -I do tego skromnego.-wtrącasz ze śmiechem- Po ponad dziesięciu, wspólnie spędzonych latach z których pewnie połowa to twoje wyjazdy to ani przez chwilę!-mówisz z udawaną powagą z trudem hamując śmiech
 -I na taką odpowiedź liczyłem.-odpowiada ci Piotrek- Niech ten trzydziesty sierpnia szybciej nadchodzi bo powoli zaczynam mieć dość oglądania dzień w dzień tych samych gości.
 -Mam to przekazać Bartkowi?-pytasz rozbawiona
 -I ty Brutusie przeciwko mnie?
 -Rzeczywiście jesteś straaasznie poszkodowany, tyle dni w jednym miejscu z takimi ilościami testosteronu to katorga.
 -A nie?-pyta- Nie mogę się doczekać aż zobaczę moje dwie wspaniałe kobiety.
 -A one nie mogą się doczekać aż zobaczą swojego ukochanego turystę.
 -Obiecuję, to ostatni raz w tym roku.-śmieje się
 -Poza jakimiś innymi kilkunastoma wyjazdami na mecze wyjazdowe.-odpowiadasz mu
 -Taka praca, co zrobisz.-wzdycha- A ty jak się czujesz?
 -A jak mam się czuć?-dziwisz się jego pytaniem
 -Nie wiem, pytam tak po prostu bo mam dziwne wrażenie, że czegoś mi nie mówisz Gabi.
 -Po prostu jestem troszeczkę obolała po tych zajęciach z Monią i tyle.-śmiejesz się
 -Żebyś mi się tam nie uszkodziła.
 -Dobrze mamo!-odpowiadasz ze śmiechem.
Po kilku minutach rozmowy ze swoim ukochanym on musi kończyć bo czekały go jeszcze odwiedziny w pokoju fizjoterapeuty, a i tobie powieki zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Zasnęłaś niemal od razu, a oczy otworzyłaś dopiero dnia następnego gdy promienie słoneczne rozświetlały pokój, a i Lenka zaczęła się również dopominać twojej uwagi. Wciąż byłaś obolała w okolicach kręgosłupa, udało ci przetrwać cały dzień zabaw i harców ze swoją córką dzięki lekom przeciwbólowym, bo gdyby nie te, z pewnością nie dałabyś nawet rady jej podnieś. Niestety, zamiast być lepiej, ty co raz bardziej odczuwałaś, jak sądziłaś skutki większego wysiłku fizycznego jakiego dostarczyłaś swojemu organizmowi po ponad rocznej przerwie. Za namową, a raczej marudzeniem Moni wreszcie poszłaś do lekarza aby sprawdzić co też narobiłaś ze swoim organizmem. Wykonując uprzednio prześwietlenie obolałego miejsca udałaś się do specjalisty z tegoż zakresu. Siedziałaś przed mężczyzną w średnim wieku bacznie obserwującemu twoje prześwietlenie. Nie sądziłaś by było to coś poważnego, więc niemal ze stoickim spokojem oczekiwałaś na jakąkolwiek diagnozę.
 -Kiedy miała pani zabieg?
 -Kilkanaście miesięcy temu.-odpowiadasz
 -Kiedy wykonywała pani po raz ostatni wszelkie badania?-pyta po dłuższej chwili mężczyzna
 -Jakieś trzy, cztery miesiące temu.-odpowiadasz beznamiętnie zaczynając powoli się niepokoić- Coś nie tak, prawda?-pytasz spoglądając na minę lekarza- Nie wiem, przesunęły mi się kręgi?
 -W tym wypadku przesunięte kręgi to pikuś.-wzdycha doktor, a ty na jego słowa momentalnie truchlejesz. Patrzysz z zupełnym przerażeniem na mężczyznę, oczekując już niemal najgorszego.- Niestety, ale wygląda na to, że będzie musiała pani ponownie zgłosić się do doktor Szymańskiej. Wygląda to na nawrót nowotworu.-mówi mężczyzna, a ty wraz z jego ostatnimi słowami czujesz jakbyś dostała bolesny cios, zdecydowanie poniżej pasa.
 -Przecież to niemożliwe.-kręcisz głową z niedowierzaniem- Czy to pewne?
 -Na jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent, przykro mi.-odpowiada ci z wyraźnym smutkiem.
Nie wiesz nawet co potem do ciebie mówi. Wydaje ci się jakbyś była za szklaną ścianą, zupełnie odizolowana od świata. Wychodzisz z gabinetu lekarskiego przed którym czekała na ciebie przyjaciółka zupełnie rozbita informacjami jakie przed chwilą otrzymałaś. Siadasz na plastikowym krzesełku poczekalni nie słuchając nawet tego co mówiła do ciebie Monia. Nie potrafisz wydobyć z siebie ani jednego, nawet najbardziej błahego słowa. Siedzisz jak zaczarowana tępo wbijając wzrok przed siebie. Nie potrafisz w to uwierzyć. Nie potrafiłaś zrozumieć jakim cudem to znów wróciło. Znów miało niszczyć cię i zjadać od środka. Znów powrócił strach, który był nieodłącznym towarzyszem kilku miesięcy twojego życia o których wolałaś nie pamiętać. Znów musiałaś podjąć rękawicę. Stanąć na ringu. Z tym wyjątkiem, że miałaś dziwne przeczucie, że to miała być ostateczna bitwa. Ostatnia z możliwych rund, bez żadnych możliwość dogrywki. Więc albo znokautujesz rywala i poślesz go na deski, albo sama zostaniesz znokautowana...

~*~
Wiem, wiem, jestem przewidywalna i pewnie za bardzo Was nie zaskoczyłam. Tak po prostu być miało, tak sobie zaplanowałam i plan ten skrzętnie realizuje. Nie będę się dzisiaj wypowiadać dłużej bo odczuwam w dalszym ciągu skutki ostatnich kilku dni turnieju z którego wróciłam wczoraj późnym wieczorem, także idę sobie chwilę poleniuchować, a już za godzinę zaczynamy mecz! Życzę miłego wieczorku, zakończonego oczywiście zwycięstwem naszych chłopaków! Do następnego ;)
Ściskam,
wingspiker.
|ask|duet |
gdyby ktoś widział moją wenę i jakąś umiejętność pisania dajcie znać

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. jesteś niedobra. dlaczego nie dałaś się im nacieszyć sobą? roczek to zdecydowanie za mało. Piotrek może i najlepszy tatuś na świecie, ale mamusi nie zastąpi. mamusia musi żyć. i ja wierzę, ze mamusia i tym razem wygra. :)

      Usuń
  2. Nie myliłam się pisząc ostatnio o "ciszy przed burzą". Problemy Gabi powróciły niczym bumerang, po raz kolejny burząc spokój i harmonię panującą w rodzince Nowakowskich. W tej sytuacji zakończenie opowiadania jest jedną wielką niewiadomą, jednak mimo wszystko mam nadzieję, że główna bohaterka znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły by tym razem już ostatecznie pokonać "potwora".
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam również na nowości u siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, wiedziałam, że coś tu jeszcze się wydarzy! I to niekoniecznie dobrego... Dlaczego, nooo? Na początku tego rozdziału uśmiech nie schodził mi z twarzy, a końcówka? Po raz kolejny obawiam się najgorszego. I jestem też ciekawa czy Gabi powie Piotrkowi przed MŚ o tym...
    Wierzę, że będzie dobrze, musi.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Podświadomie człam, że nawrót choroby może się szybko pokazać, ale optymistycznie patrzyłam i liczyłam, że to będą inne problemy. Mam nadzieje, że tym razem znokatuje doszczęstnie swojego przeciwnika i wygra coś, co jest najważniejsze - życie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nosz normalnie tylko się zastrzelic.
    Komentarz mi się rozplynął...
    Teraz na szybko napisze jedynie tyle, że nie potrafię wyobrazić sobie dalej ich życia... :(
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Skomentuje chyba ledwo przed dodaniem nowego rozdziału :) Przepraszam, że tak zwlekam, ale nie po drodze mi od jakiegoś czasu, nie wyrabiam się z niczym, a mam niby tyle czasu -.- Nieważne.
    Ej, jak mogłaś nam to zrobić? Nam, biednym czytelniczkom, które przeżywają każdy rozdział niczym, jakby się to działa obok naprawdę :(
    Nie zgadzam się na nawrót choroby ew. przymknę oko, jeśli Gabi wyjdzie z tego cało. Raz na zawsze! Pozwoliłaś raptem rok cieszyć się Lence obecnością obojga rodziców, ale to zdecydowanie za mało! W zasadzie nigdy nie jest za wiele, ale rok dla takiego Maleństwa to nie czas, gdy mama odchodzi :(
    Jest mi po prostu smutno i przykro :(
    Ściskam, czekając na kolejny :*
    ps. zdrowiej! :*

    OdpowiedzUsuń