piątek, 6 czerwca 2014

Predestynacja trzynasta.

Jak wyglądało kilka ostatnich miesięcy twojego życia? Były istną drogą przez mękę. Były niesamowitą walką, nie tylko z samą sobą ,ale i wszelkimi przeciwnościami losu. Były piekielnym wyścigiem z mrocznym kosiarzem. Nie było dnia nie przepełnionego od samego świtu aż po zmierzch strachem. Nie było wieczora ,którego byś zamykała oczy bez obaw ,że to twój ostatni. Nie było w zasadzie jednej minuty w której nie pomyślałabyś ,że to jedna z twoich ostatnich. Bywały chwile kiedy miałaś ochotę po prostu się poddać z tej cholernej bezradności. Bywały dni w których jedynie wiara twoich najbliższych trzymała cię przy zdrowych myślach. Miałaś chwile zwątpienia, nie wierzyłaś w to ,że będzie ci dane patrzeć na waszą córkę i widzieć na własne oczy jak się zmienia, jak rośnie. W pewnym momencie poniekąd pogodziłaś się z tym ,że za chwilę twój ziemski żywot dobiegnie końca. Może i tkwiłabyś w tym przekonaniu gdyby nie jedna, jakże istotna rzecz. Rzecz ,a w zasadzie osoba. I wcale nie masz tu namyśli już tylko Piotrka dwojącego się i trojącego by w jakikolwiek sposób wykrzesać z ciebie resztki ukrytej gdzieś głęboko woli walki jaka wydawać się mogło opuściła cię już dawno i wcale nie zamierzała wracać. Potrzebowałaś jakiegoś impulsu. Czegoś co rozpaliłoby na nowo w tobie wiarę i popchnęło cię ku podjęciu rękawicy, po raz ostatni. Chyba w ostatniej z możliwych chwil wreszcie odnalazłaś to, czego tak długo szukałaś. Bo gdy po miesiącach znoszenia koszmarów na jawie, zaciskania zębów z bólu trzymałaś swoje maleństwo, swój największy skarb na rękach nie potrafiłaś tak twardo i stanowczo jak zaledwie kilka dni wcześniej powiedzieć ,że za chwilę odejdziesz z tego świata. Nie potrafiłabyś tego zrobić, nawet gdybyś bardzo tego chciała. To ona tchnęła w ciebie na nowo niesamowitą wolę życia. Sprawiła ,że w tej chwili zapragnęłaś być przy niej każdego dnia, być przy nich jak nigdy wcześniej. Chciałaś widzieć jak każdego kolejnego dnia staje się co raz bardziej podobna do jednego z was, jak stawia pierwsze kroki czy wypowiada pierwsze słowa. Chciałaś być naocznym świadkiem tego jak twój mąż będzie świecił kolejne triumfy z Asseco Resovią czy tak upragnione złoto mistrzostw świata ,które miały się odbyć w tym roku w Polsce. Po prostu chciałaś być obecna w ich życiu, nie tylko jako wspomnienie na zdjęciach czy w opowieściach najbliższych.
 -Tu się schowałaś.-z zamyśleń wyrywa cię ciepły głos twojego ukochanego
 -Chciałam się trochę przewietrzyć.-odpowiadasz mając na myśli chęć skorzystania z pierwszego dość ciepłego dnia siedząc na tarasie 
 -Nad czym tak myślisz?-pyta siadając tuż obok i otaczając cię ramieniem
 -O tym wszystkim co się wydarzyło przez te wszystkie miesiące.
 -Fakt, trochę się działo.-przytakuje
 -Z naciskiem na słowo trochę.
 -Na całe szczęście najgorsze mamy już za sobą.-mówi z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy
 -Mam nadzieję.-odpowiadasz opierając głowę o jego ramię-A tak swoją drogą to gdzie podziałeś Lenę?
 -Śpi jak aniołek.-odpowiada
 -Ja nie wiem jak ty to robisz, ja muszę z nią latać dobrą godzinę żeby usnęła , i to nie zawsze przynosi zamierzone efekty, a tobie to zajmuje pięć minut.
 -Kochanie, po prostu mam rękę do dzieci.-szczerzy się
 -Mam wyczuwać w tym jakaś aluzję?
 -Czy wy kobiety zawsze widzicie we wszystkim drugie dno?-śmieje się- Ale w sumie, czemu nie.
 -Wiesz ,że to trochę trudny temat na chwilę obecną.
 -Wiem to doskonale, aczkolwiek jestem facetem i marzy mi się syn i nic na to nie poradzę.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -Po prostu przyznaj się ,że dwie baby w domu to za dużo.-chichoczesz
 -Może i dwie, ale jakie!
 -Dobra, dobra, poczekaj aż Lena wejdzie w okres dorastania to jestem ciekawa czy będziesz dalej tak mówił.
 -Czyżbyś wątpiła?-pyta spoglądając na ciebie po czym obdarowuje cię czułym pocałunkiem. 
Mogłaś śmiało stwierdzić ,że wydarzenia z przed kilku ostatnich miesięcy zdecydowanie umocniły łączącą was więź, ba. Momentami czułaś się jakbyście znów mieli te kilka lat mniej i dopiero co niedawno się poznali, a nie byli ze sobą od blisko dziesięciu lat ,a do tego byli rodzicami kilkumiesięcznej pociechy. Przetrwaliście razem tą ogromną burzę jaka was napadła. Razem poradziliście sobie ze zmorą jaka niebagatelnie każdego kolejnego dnia potęgowała w was strach czy rodziła pytania o to jakie plany względem was miał ten na górze. I choć momentami bywało beznadziejnie, poradziliście sobie. Przetrzymaliście ten koszmar. Pokonaliście najgorsze z możliwych przeszkód kiedy innym dookoła mogło się to wydawać niemożliwym. I choć niejednokrotnie wątpiliście, zastanawialiście się nad powodzeniem tego wszystkiego to się nie poddaliście. I nawet gdy nie wszystko, a w zasadzie nic nie zależało od was dalej trwaliście we własnych przekonaniach. Dalej wierzyliście, bo przecież nadzieja umierała ostatnia.
 -Nie przyglądaj mi się tak.-ganisz przyjaciółkę
 -Przepraszam, po prostu się cieszę.
 -Kiedy w końcu dotrze do ciebie ,że jestem obok i nigdzie się nie wybieram w najbliższym czasie?-uśmiechasz się
 -Kiedyś na pewno.-śmieje się szatynka- A tak na poważnie to nie wiesz nawet ile melisy wypiłam przez te ostatnie miesiące.
 -W tym stanie już chyba nie musisz i nie powinnaś.-poklepujesz przyjaciółkę bo już zaokrąglonym brzuszku, w którym rosła dwójka małych szkrabów mających przyjść na świat za parę miesięcy.
 -Obiecałam ci przecież kiedyś jak byłyśmy młodsze ,że będziesz matką chrzestną mojego pierwszego dziecka także słowa zamierzam dotrzymać moja droga.-uśmiecha się- Co prawda troszkę poszalałam z ich ilością, ale najwyżej przy jednym się wrobi w chrzestnego Piotrka.-śmieje się
 -Jestem pewna ,że się ucieszy.-chichoczesz-Będziesz miała dwójkę od razu z głowy jak odchowasz.
 -Nic nie mów, jak pójdą w mamusię to chyba zwariuję, a jak będzie dwóch chłopaków to tym bardziej!
 -Będziesz chociaż miała wesoło w domu, a jak zaznasz chwili spokoju to będziesz się zastanawiać co też takiego zmajstrowały.-odpowiadasz ze śmiechem
 -Widzę ,że mamusiowanie się komuś spodobało.
 -Jak mogłoby się nie spodobać?-pytasz- Choć czasem ten mały szkrab przez cały dzień mnie zmorduje jak mało kto ,że wieczorem gdy siadam na kanapie nie mogę się potem podnieść to mimo sprawia ,że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
 -Mam ci przypomnieć kto w to wątpił jakieś kilka miesięcy temu?
 -A ja tobie kto płakał na zawołanie?
 -To wcale nie jest śmieszne.-burzy się- Ja naprawdę umierałam ze strachu o ciebie głuptasie!
 -Ja się wcale nie śmieje, bo wtedy zdecydowanie do śmiechu nie było żadnemu z nas, aczkolwiek jak patrzę z perspektywy czasu na to ,że wtedy byłam właściwie gotowa odejść to...-kręcisz głową
 -Chyba każdy z nas w takiej sytuacji gotów byłby na wszystko, nawet na śmierć.-mówi Monika- Ale jak widać, złego diabli nie biorą.-chichocze
 -Jak widać jeszcze trochę się ze mną pomęczysz.-pokazujesz jej język
 -I jak ja to zniosę, powiedz?-udaje zasmuconą
 -Kolejnych kilkanaście lat razem, najgorsza z możliwych kar!
 -Chociaż jak Piotrkowi zamarzy się granie zagranicą to nie takie kilkanaście.-śmieje się
 -Spokojnie, nawet gdyby zachciało mu się grać na drugim końcu świata tak łatwo się mnie nie pozbędziesz wredoto.
 -Wredoto czy nie, nie wyobrażam sobie by cię mogło zabraknąć Gabi, bo kto by słuchał mojego wiecznego narzekania, ratował tyłek jak się wpakuje w kłopoty czy słuchał moich gorzkich żali?-pyta z delikatnym uśmiechem na twarzy
 -Może znalazłabyś sobie nową ofiarę?
 -Nie żartuj tak nawet!-gani cię natychmiastowo- Nie byłoby drugiej takiej jak ty i jestem pewna ,że nie tylko ja jestem tego zdania.-uśmiecha się po czym przytula.
Musiałaś przyznać ,że czułaś się jakbyś dostała nowe życie. Jakbyś dostała szansę na przeżycie swojego życia lepiej. Doskonale wiedziałaś ,że cudem wywinęłaś się śmierci. Byłaś świadoma ,że byłaś w zasadzie jedną nogą na tamtym świecie. Przeżyłaś stan śmierci klinicznej. Przez blisko dwie minuty twoje organy nie funkcjonowały. Dwie minuty zespół zupełnie obcych ci ludzi walczył o twoje życie. Przez ponad sto dwadzieścia sekundy twoi bliscy żyli ze świadomością ,że już nigdy cię nie zobaczą. Sto dwadzieścia sekund w czasie, których już w zasadzie zmierzałaś ku wieczności. Dwie minuty w czasie, których przewinęło ci się niemal całe twoje życie. Począwszy od pierwszych dni podstawówki po pierwsze szkolne miłości, pierwsze sukcesy, pierwsze przyjaźnie, pierwsze wagary, pierwszą szklankę alkoholu, pierwsze spotkanie z Piotrkiem, pierwszy nieśmiały uśmiech, pierwszą randkę, pierwszy pocałunek, pierwsze kocham, pierwszą rozłąkę, pierwszą rocznicę, pierwsze poważne wybory, pierwsze kłótnie, łzy smutku i radości, zaręczyny, ślub, ciążę aż po najgorsze miesiące twojego, a w zasadzie waszego życia jakie przechodziliście wspólnie stawiając czoła chorobie. Byłaś na zupełnie straconej pozycji. Z pewnością w tej chwili twoi bliscy co raz bardziej przygotowywali się na informację o tym, że odeszłaś. Na najgorszą z możliwych informacji jaką można usłyszeć. Bo czym jest zaspanie do pracy czy zarysowanie ulubionego samochodu wobec śmierci najbliższej osoby? To pytanie dość retoryczne na które z pewnością wszyscy odpowiedzieliby niemalże tak samo. 
 -Czy wy wszyscy musicie na mnie tak patrzeć?-pytasz czując na sobie wzrok swojego męża
 -Ale jak?-delikatnie się uśmiecha
 -Już ty wiesz jak wielkoludzie.-odpowiadasz mu
 -Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz kochanie.-szczerzy się
 -Uważaj bo ci uwierzę.-pokazujesz mu język-Pomyślałby kto ,że to już dziesięć lat razem.
 -Dziesięć najpiękniejszych lat w moim życiu.-dodaje
 -I oby kolejnych co najmniej trzydzieści takich właśnie było.
 -A nawet i lepszych!-wtrąca
 -Ale się rozpędziłeś.-chichoczesz
 -Bo jestem pewien, że takie właśnie będą. Po tym wszystkim co nas ostatnio spotkało musi być lepiej.
 -Mogę ci zadać jedno pytanie?-pytasz po dłuższej chwili na co on kiwa twierdząco głową- Co sobie pomyślałeś w chwili gdy... gdy mnie reanimowali.
 -Szczerze?-wzdycha otaczając cię ramieniem- To były najgorsze minuty w moim życiu. Byłem tak sparaliżowany przez strach, że w tej chwili chciałem jedynie schować się przed tym gdziekolwiek, zamknąć oczy i otworzyć je ze świadomością, że to jakiś zły sen. Nie mogłem na to patrzeć. Patrzeć na to jak być może zaraz stanie się to czego tak bardzo się bałem przez ostatnie miesiące. Jak siedziałem pod tą ścianą modliłem się o to żeby za chwilę nie przyszedł lekarz oznajmujący to, że cię już nie ma. Siedzenie tam wydawało się wiecznością. Każda mijająca sekunda ciągnęła się jak godzina. Nie myślałem wtedy o niczym, tylko o tym żeby on mi cię nie zabierał. Kiedy zobaczyłem Szymańską z grobową miną w jednej chwili miałem ochotę się rozpłakać, a po jej pierwszych słowach po prostu krzyczeć z bólu i goryczy. Jak powiedziała, że żyjesz..-przełyka głośno ślinę- Chyba w życiu nie czułem takiej ulgi. Potem dzień w dzień przesiadywałem w szpitalu wyobrażając sobie ten moment, w którym wreszcie do nas wrócisz, na dobre. Chyba nie muszę opisywać tego jakie szczęście poczułem w chwili, gdy poczułem jak ściskasz moją dłoń.
 -Przepraszam, że przeze mnie musiałeś aż tyle przecierpieć, a do tego po trochu zawalić treningi.
 -Oszalałaś? Przecież to nie twoja wina, z resztą musiałbym być chyba idiotą żeby zamiast być z tobą biegać na treningi. Nawet jeśli to za nic nie mógłbym się skupić, z resztą tak też było.-odpowiada ci
 -Nie mogłam chyba lepiej trafić.-uśmiechasz się gładząc opuszkami palców jego policzek jednocześnie czując drażniący twoje opuszki kilkudniowy zarost
 -A ja mogłem?-śmieje się- Spotkanie ciebie było najlepszą rzeczą jaka mi się w życiu przydarzyła.
 -Cieszę się, że dziesięć lat temu miałam dziwny gust jak na moją ówczesna osobowość i spodobał mi się cichy dość wyrośnięty chłopak.-chichoczesz
 -Cieszę się, że byłaś taka wygadana i bezpośrednia bo ja to bym chyba w życiu się nie odważył podejść.-mówi śmiejąc się- Pomyśleć, że wszyscy dawali nam góra miesiąc.
 -Pomyśleć, że pomylili się o prawie dziesięć lat.-odpowiadasz nieprzerwanie wpatrując się prosto w jego niebieskie oczy
 -Jak dla mnie mogą się mylić o kolejnych dziesięć czy czterdzieści.-odpowiada, a po chwili czujesz smak jego ust na swoich. Czujesz jak z niewinny pocałunek z czasem przeradza się w namiętną walkę języków, a jego dłonie błądzą wzdłuż twojego kręgosłupa czy bioder. Zupełnie oddajecie się chwili. Oddajecie się pożądaniu jakie zdążyło nagromadzić się wewnątrz was przez te kilka dobrych miesięcy. Jesteście zupełnie spragnieni swojej fizycznej bliskości. Spragnieni ciepła i czułości tego drugiego. Na szczęście wasza pociecha śpi w najlepsze, więc oddajecie się chwili błogiej przyjemności, której zdecydowanie obydwoje potrzebowaliście.
 -Brakowało mi tego.-mówisz do Moni, gdy po kilku miesiącach przerwy wreszcie zasiadasz wśród kibiców na hali Podpromie
 -No to Pit ma dwa razy większą motywację na ten mecz.-chichocze- Bez nagrody mvp na twoim miejscu bym go nie wpuściła do domu!
 -Nie będę aż taka zła, chociaż nie zaszkodziłoby mu bo już dawno nic nie przyciągnął do domu.-odpowiadasz po czym zupełnie pochłaniasz się meczem, jednym z ważniejszych bo piątym spotkaniem półfinałowym między zeszłorocznymi finalistami jakimi była Resovia oraz Zaksa. Byłaś pełna podziwu tego jak sport potrafi być piękny, a zarazem brutalny. Byłaś świadkiem wielu świetnych widowisk, ale już dawno nie widziałaś tak zaciętej rywalizacji półfinałowej i wręcz cudu jakiego dokonała drużyna twojego ukochanego wyciągając wynik wręcz niemożliwy do wyciągnięcia. Pomimo długiej nieobecności na meczach jak zwykle atmosfera na hali jak zawsze cię porwała i na nowo rozbudziła w tobie kibicowskiego ducha. Choć może nie byłaś wielkim znawcą siatkówki, to po kilku dobrych latach oglądania tegoż sportu i życia pod jednym dachem ze sportowcem śmiało mogłaś stwierdzić, że była to rywalizacja jak i mecz godny finału. Po pięciu spotkaniach, w tym ostatnim ku twojej jak i wszystkich biało-czerwonych kibiców uciesze zwyciężyła rzeszowska ekipa tym samym awansując do finałów. Radości wśród kibiców jak i zawodników nie było końca, ale czy można było w takiej chwili siedzieć spokojnie na swoim krzesełku i bez żadnych emocji po końcowym gwizdku opuścić salę? Zdecydowanie nie. Po dłuższej chwili czekania, bo chcąc nie chcąc wszyscy chcieli porozmawiać z najbardziej wartościowym zawodnikiem jakim został wybrany twój mąż, wreszcie dotarł do was jeden z bohaterów dzisiejszego meczu niemal od razu sprzedając ci soczystego buziaka w policzek i przejmując od ciebie waszą pociechę jak na prawdziwego kibica przystało, przyodzianą w małą koszulkę w barwach Resovii.
 -Chyba powinnyście częściej wpadać na mecz.-mówi uradowany
 -Chyba będziemy bo Lence wyjątkowo do gustu przypadła Dominika, z resztą tak samo jak wasza maskotka biegająca po hali.-odpowiadasz rozbawiona
 -I jak słońce, podobało ci się na meczu?-pyta Lenkę, a ty się absolutnie rozczulasz nie potrafiąc się nie uśmiechnąć na ten widok
 -Myślę, że jeszcze jakbyś jej jeszcze dał piłkę to byłaby w siódmym niebie!
 -W takim razie choć Lenka, poznasz troszkę wyrośniętych wujków.-śmieje się Piotrek po czym siada z waszą pociecha na parkiecie, a w jej drobne rączki trafia żółto-niebieska piłką, co spotyka się z jej zdecydowana aprobatą. Kiedy stoisz wraz z przyjaciółką przy bandach i widzisz z jaką czułością i ciepłem Piotrek patrzy na małą to uśmiech sam pojawia się na twoje twarzy. Kiedy patrzysz na nich widzisz dwie najważniejsze w swoim życiu osoby. To oni nadawali sens twojemu żywotowi. To oni sprawiali, że zwykłe i szare dni potrafiły być wyjątkowe. Oni byli całym twoim światem. Światem, którego nie zamierzałaś już tracić. Nigdy.

~*~
Flaki z olejem, bez żadnego szału. Nie będę pisać, że to rozdział z serii słabych bo z pewnością to dostrzeżecie. Także z góry przepraszam jeśli nie da się tego czytać.
Jak widzicie wreszcie można by rzec, że wszystko jest dobrze. Gabi wyszła z tego cała i teraz we troje mogą się sobą cieszyć. Do końca tego opowiadania zostało naprawdę niewiele, w zasadzie bliżej jak dalej nam do końca, aczkolwiek każdy kto zna moją twórczość wie, że jeszcze coś tam się z pewnością w ich życiu wydarzyć może. Co i czy się wydarzy tego nie Wam już nie zdradzę. Jak to mówi niegłupie przysłowie, carpe diem, pożyjemy, zobaczymy :P
Dzisiaj punkt 20.30 trzymamy kciuki za naszych panów w starciu z Włochami!
Miłego weekendu, z lepszą pogodą niż u mnie aktualnie i oczywiście okraszonego dobrą grą i zwycięstwami naszych, nie tylko w lś ;)
Ściskam,
wingspiker.

8 komentarzy:

  1. :)))) Jak ja się cieszę, ze Gabi wygrała te walkę :) i może cieszyc się swoimi dwoma szczęściami :) Villia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jak dobrze, że Gabi z tego wyszła. Mam nadzieję, że w ich życiu nie wydarzy się już nic tak przykrego. A rozdział? Jak dla mnie żadne flaki, czekam na kolejny z niecierpliwością. Pozdrawiam, Magda :* ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie flaki z olejem? Nawet nie wiesz, jak miło jest wreszcie czytać, że jest dobrze, że Gabi z tego wyszła, że Lenka jest zdrowa. Ja pragnę gorąco, żeby w ich życiu zapanowała stabilność ;)
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że gdyby nie było Lenki, to Gabi nieco łatwiej byłoby znieść myśl o ewentualnym najgorszym, ale teraz przynajmniej wie, że nie może się poddawać, bo istnieje ktoś, kto potrzebuje jej najbardziej na świecie. Cieszę się, że w rodzince Nowakowskich zapanował wreszcie spokój i szczęście, ale jednocześnie obawiam się, że to może być tak zwana cisza przed burzą. Czekam z niecierpliwością na następny :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku, mężczyzna z małym dzieckiem to rozczulający widok, a co dopiero z siatkarzem! :) nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak mogło to cudownie wyglądać, taki duży Piter i taka mała Lenka, a w jej rączkach ogromna piłka :D
    cieszę się ogromnie z tego, że Gabi przeżyła i jest "wśród" nas.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej pozytywny rozdział od początku tego bloga. I wiesz co? Zawsze płakałam, a teraz przy końcu też, ale ze szczęścia. I wcale nie flaki z olejem, bo szczerzę się do laptopa jak głupia. Wreszcie wszystko dobrze! Tylko boję się, co tam jeszcze nawymyślałaś...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam bardzo, czy ja się okażę jakimś dziwakiem (!) jeśli napiszę, że uwielbiam te "flaki z olejem"?!
    Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę, że Gabrysia wyszła z tej okropnej choroby cało! Tak bardzo lubię czytać o szczęściu kochających się osób, a tutaj prócz Gabi i Piotrka jest jeszcze Lenka, która nam urosła przez jeden rozdział ^^
    Ciesząc się jak głupia do laptopa ich szczęściem, z tyłu głowy mam myśl, że coś wymyślisz, jakiś nawrót choroby albo coś, bo obawiam się, że nie dasz nam za długo cieszyć się spokojem i sielanką... Ale po co ja wywołuję wilka z lasu?! No! Cieszę się i jak najdłużej niech pozostanie taka tematyka. Skoro w życiu realnym dzieje się tyle zła, to choć przeczytajmy o szczęściu w fikcyjnych opowieściach :)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu mam chwilę czasu żeby usiąść i skomentować.
    Bardzo się cieszę, że Gabi wraca do pełni sił i w miarę normalnego życia. Tylko nie rozumiem po co i co chcesz im tu jeszcze mieszać? Przecież przeżyli już tak wiele i tak nie wiele brakowało by śmierć ich rozdzieliła.
    Jak to są flaki z olejem to ty chyba jeszcze nie widziałaś jak można pisać w ten sposób ;)

    OdpowiedzUsuń