sobota, 21 czerwca 2014

Predestynacja piętnasta.

Nie umiałaś sobie z tym poradzić. To wszystko znów zaczęło cię przerastać. Znów wróciły do ciebie najgorsze z możliwych demonów lęki. Nie było ani minuty w twoim życiu by nie była przepełniona lękiem i strachem. Los powtórnie sobie z ciebie zakpił. Powtórnie byłaś na granicy dwóch światów. Znów balansowałaś między życiem, a wiecznością, modląc się każdego wieczora o to by zobaczyć poranek. Każdego kolejnego dnia zastanawiałaś się, czy aby nie są to twoje ostatnie godziny stąpania po tym świecie. I tym razem strach również przejął nad tobą zupełną kontrolę, a ty znów nie potrafiłaś nic z tym zrobić. W twojej głowie powtórnie było tysiące różnych myśli i scenariuszy. Bywały chwile w których ten cholerny strach przysłaniał jakiekolwiek racjonalne myślenie. Bywały chwile w których zastanawiałaś się jak twoi bliscy sobie poradzą, ale bywały też takie w których ganiłaś się za takie myślenie. Strach w tym wypadku był rzeczą zupełnie normalną i zupełnie na miejscu. Bo kto nie bałby się śmierci? Kto pozostałby niewzruszony wobec najgorszego z możliwych wyroków? Chyba nie znalazłby się taki na tym świecie. Każdy pragnął żyć. Każdy pragnął dożyć sędziwego wieku z ukochaną osobą u boku siedząc na ganku swojego domu i spoglądając na wnuki bawiące się w oddali. Każdy o czymś marzył. Każdy miał jakieś marzenia. Jakieś plany. I ty również je miałaś, jak każdy. Jednak za żadne skarby nie mogłaś wiedzieć czy uda ci się zrealizować choć jeden z nich. Choć jeden, jedyny...
 -Niech pani mówi, jestem gotowa.-wyrzucasz z siebie siedząc powtórnie naprzeciw doktor Szymańskiej
 -Nie będę czarować i mówić, że jest dobrze, bo wie pani doskonale, że nie jest.-wzdycha kobieta- Guz jest nieoperacyjny i w bardzo szybkim tempie rośnie.-kręci głową- W tym wypadku pozostaje chemioterapia.
 -Jaka jest szansa, że to mi pomoże?-pytasz lekko drżącym głosem
 -Trudno jest mi to stwierdzić, jakieś pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.-odpowiada- Chemia albo pani pomoże albo..
 -Albo mnie zabije, tak?-przerywasz jej spoglądając prosto na nią, a ona spuszcza wzrok i nieśmiało potakuje twierdząco głową. To brzmiało jak wyrok. To był twój wyrok. Byłaś załamana i nawet nie mogłaś sobie wyobrazić swoich najbliższych gdy porazisz ich tą wiadomością. Za żadne skarby nie wiedziałaś jak powiedzieć o tym swojemu mężowi, który aktualnie rozgrywał jedną z najważniejszych, jak nie najważniejszą imprezę jaką były mistrzostwa świata organizowane w Polsce. Nie mogłaś mu powiedzie tego w tej chwili. Nie chciałaś by zaprzepaścił tak wielką szansę gry na tak wielkiej imprezie i zamartwianie się o ciebie. Byłaś zupełnie świadoma tego, że on musiał znać prawdę, ale oczami wyobraźni widziałaś jego reakcję na tą informację i nie mogłaś dopuścić do tego by coś go dekoncentrowało, tym bardziej, że był w świetnej formie i zbierał dobre opinie za swoje występy. Musiałaś stwarzać pozory normalności, tego jak gdyby nigdy nic się nie stało. Udawać silną i szczęśliwą, gdy wewnętrznie krzyczałaś i płakałaś z bezsilności wieczorami, gdy zostawałaś sama. Choć nie zadawał ci zbędnych pytań, doskonale widziałaś w jego wzroku to, że czuł, że nie do końca było tak, jak mu mówiłaś. Zbyt dobrze cię znał abyś go mogła okłamać. Zbyt dobrze wiedział, że jesteś niespokojna i nieobecna. Widziałaś jego podejrzliwy wzrok. Widziałaś i czułaś to, że on domyśla się tej okropnej prawdy. Dlaczego? Bo choć się uśmiechałaś, widać było w twoim zewnętrznym wyglądzie, że coś było nie tak. Czekoladowe włosy nie lśniły już tak, jak dawniej. Odcieniem twarzy przypominałaś z pewnością nieboszczyka. W oczach na próżno było szukać tych wesołych ogników, teraz widać w nich było jedynie strach.
 -Wygrajcie to.-rzucasz w kierunku swojego ukochanego
 -Postaramy się, jak nie dzisiaj to na następnych.-odpowiada nieprzerwanie ci się przyglądając- Nie mówisz mi czegoś.-dodaje po chwili
 -Piotrek..
 -Widzę to, nie jestem głupi.-kręci głową- Powiedz mi, nawet jeśli to jest najgorsza z możliwych informacji.
 -To nie jest czas, ani miejsce.-odpowiadasz cicho starając się jakkolwiek zapanować nad emocjami
 -Boję się o ciebie.-staje bliżej ciebie i świdruje cię spojrzeniem- Proszę, powiedz..
 -Piotrek.. mnie może nie być na następnych mistrzostwach.. może mnie nie być za miesiąc lub dwa..-czujesz łzy spływające po policzku
 -Nie.-kręci głową jak gdyby nie wierząc twoim słowom- To nie może być prawda.-mówi z desperacją w głosie po czym w jednej chwili przytula cię do siebie najmocniej jak potrafi. Przez dłuższą chwilę obydwoje tkwicie w ciszy. Słyszysz jedynie jak dwumetrowiec z trudem panuje nad swoim oddechem.
 -Nie powinnam ci była teraz tego mówić, teraz kiedy gracie o finał.-wyduszasz z siebie
 -Właśnie, że powinnaś. Powinnaś mi to powiedzieć wcześniej. Nie ufasz mi?-patrzy wprost na ciebie
 -Oszalałeś? Oczywiście, że ci ufam. Ufam jak nikomu innemu na świecie, po prostu nie chciałam byś myślał o mnie, chciałam byś skupił się na meczu.
 -Nie ukryłabyś tego dłużej przede mną, zbyt dobrze cię znam bym nie widział, że coś cię trapi. Bym nie widział, że nie wyglądasz tak jak przed kilkoma tygodniami.-wzdycha- Gabi..-powtórnie lądujesz w jego ramionach delektując się jego bliskością. Po dłuższej chwili musi on iść na odprawę przedmeczową co robi dość niechętnie. W duchu modlisz się o jedno. Modlisz się o to by nie myślał o tobie, by zagrał najlepiej jak potrafi. Siedząc już na hali, wypełnionej po brzegi kibicami przyodzianych w biało-czerwone barwy zaciskasz kciuki nie tylko o dobry występ reprezentacji. Chcesz by Piotrek grał tak, jak gdyby nic się nie stało. By znów gromił rywali atakami z nieosiągalnego dla nich pułapów, zatrzymywał ich na środku siatki czy okazywał wielkie jak na niego emocje po każdej kolejnej akcji. Mimo tego, że grał tak samo, widziałaś, że nie cieszył się tak jak reszta drużyny. Doskonale widziałaś, że był przygaszony i lekko nieobecny. I wiedziałaś co było powodem. Co, a raczej kto. Biłaś się w pierś za to, że dałaś mu się podejść i powiedziałaś mu. Nawet po ostatnim gwizdku sędziego oznajmiającym wygraną i awans naszej reprezentacji do finałów mistrzostwa odbywających się w naszym kraju jego radość była stłumiona. Nawet gdy trzymał na rękach Lenkę, jakże spragnioną uwagi taty, choć się uśmiechał, widziałaś w jego oczach ból. I nic nie mogłaś z tym zrobić. Byłaś zupełnie bezradna.
 -Proszę cię Piotrek, zagraj jakby nic się nie stało. Jakby wszystko było w najlepszym porządku.-mówisz do swojego męża- Zawsze marzyłeś o tytule mistrza świata, więc zrób wszystko by je spełnić.
 -Nie potrafię o tym zapomnieć.-wzdycha
 -Proszę, zrób to. Dla mnie. Dla Lenki. Dla siebie.-dodajesz- Wiem, że jest ci ciężko, ale liczy się to co tu i teraz. Więc zrób wszystko i wygraj.
 -A ty zrób coś dla mnie.-dodaje po chwili, na co ty spoglądasz na niego pytająco- Nie poddaj się.
 -To chyba jedyne co mogę ci obiecać.-uśmiechasz się znikomo.
Choć wiedziałaś, że było mu ciężko to zrobił to. Zagrał najlepiej jak potrafił. Pokazał rosyjskim środkowym swoją najlepszą grę. Śmiało mogłaś stwierdzić, że rozegrał, zarówno jak i reprezentacja mecz życia. Wywiązał się z obietnicy. Odłożył, choć na chwilę wszystko to, co go trapiło. Wyszedł na boisko i zdeklasował rywali. Zrobił to wspólnie z kolegami z drużyny. Po heroicznej, ponad trzygodzinnej walce wygrali. Co było potem? Totalne szaleństwo. Kibice wariowali ze szczęścia. Niektórzy płakali, inni głośno krzyczeli i oklaskiwali zwycięzców. Na katowickiej hali zapanowała istna euforia. Nie było chyba w tym momencie osoby, która siedziałaby spokojnie na swoim miejscu. Nawet ty, stojąc nieopodal band z waszą pociechą na rękach nie potrafiłaś kryć wzruszenia. Choć wewnętrznie odczuwałaś piekielny ból, tak zewnętrznie płakałaś ze szczęścia. A już całkowicie rozkleiłaś się gdy przyszła pora na nagrody indywidualne, a dwie z nich przypadły nikomu innemu jak Piotrkowi. Gdy polscy siatkarze stali na najwyższym podium i wraz z całą halą odśpiewywali hymn narodowy nie potrafiłaś się napatrzyć na własnego męża. Pękałaś z dumy, że byłaś naocznym świadkiem tego, jak wiele wyrzeczeń i wszystkiego kosztował go, jakby mogło się wydawać ten tylko i aż jeden krążek wiszący właśnie na jego szyi. Nie potrafiłaś ukryć emocji gdy po całej ceremonii i co najmniej tuzinowi udzielonych wywiadów wreszcie pojawił się koło was.
 -Zrobiłeś to.-szepczesz mu do ucha tkwiąc w jego objęciach
 -Dotrzymałem słowa, teraz pora na ciebie.-odpowiada po czym uśmiecha się do ciebie delikatnie, a po chwili łączycie swoje usta w geście pocałunku. On pokazał ci jak wygrywać. Teraz przyszła na ciebie. Musiałaś stanąć do najcięższej z możliwych walk. Do walki w której zwycięzcą zostać mógł każdy.
Zaraz po powrocie z Katowic zgłosiłaś się powtórnie i po raz ostatni  na oddział doktor Szymańskiej. Zaczęłaś piekielny wyścig z czasem. Swój ostatni bieg. Ostatnią walkę. Walkę, którą z początku wygrywałaś. Z początkiem chemioterapia przynosiła zamierzone skutki. Choroba przestała tak szybko postępować. Przez chwilę nawet zdołałaś uwierzyć, że będzie dobrze. Wtedy jednak otrzymałaś kolejny, jakże brutalny cios. Pojawiły się przerzuty. Byłaś kompletnie załamana. Nie chciałaś. Nie mogłaś przegrać. Miałaś Piotrka, Lenkę, rodziców, znajomych, Monię.. Po raz kolejny zwątpiłaś. Spędzałaś w szpitalu ogrom czasu. Cały czas zastanawiałaś się jakim cudem Piotrek cały czas trenował, zajmował się Lenką, a do tego odnajdywał czas by co rusz cię odwiedzać. Był dla ciebie w tych chwilach ogromnym oparciem, choć widziałaś, że niesamowicie cierpiał i wszystko to kosztowała go wiele, momentami nawet zbyt wiele. Z trudem patrzyłaś na jego uśmiech przez łzy. Choć może zewnętrznie nie wyglądał najgorzej, tak widziałaś, że wewnątrz toczył niesamowitą walkę z samym sobą. Walkę jaką nieustannie toczyłaś ty sama. Z tym wyjątkiem, że walkę tę podsycały potwory odbierające ci co rusz cenne minuty ziemskiej drogi, niszczące cię od środka co raz bardziej. Leczenie nie przynosiło w zasadzie większych skutków. Choć starałaś się nie poddawać, miałaś co raz mniej sił. Nikłaś w oczach. Przed bliskim udawałaś, że dalej walczysz, że wciąż wierzysz w to, że wyzdrowiejesz, a tak naprawdę gdy nikt tego nie widział płakałaś z bezsilności bo miałaś świadomość tego, że za chwilę odejdziesz.
 -Jak trening?-pytasz gdy Piotrek wraca po treningu do domu
 -Nie najgorzej.-odpowiada- A ty jak się czujesz?-pyta z wyraźną troską w głosie
 -W porządku.-mówisz doskonale wiedząc, że było to zupełnym kłamstwem. Ostatnio nic nie było w porządku. Najmniejszym.
 -Lenka bardzo ci dokuczała?
 -Była grzeczna jak zawsze.-uśmiechasz się- Może prócz tego, że dopominała się przez cały dzień obecności taty.-śmiejesz się, a waszą konwersację przerywa wam wasza córka. Twój ukochany udaje się w kierunku jej pokoju, a ty dopiero po dłuższej chwili udajesz się za nim. Opierasz się o framugę drzwi i nie potrafisz się nie uśmiechnąć na widok Piotrka trzymającego na rękach waszą pociechę, która rosła jak na drożdżach.
 -Dlaczego się nam tak przyglądasz?-wyrywa cię z zamyśleń głos męża
 -Napawam się tym widokiem bo..
 -Proszę, nie kończ.-przerywa ci
 -Przecież wiesz, że nie możemy się przez cały czas oszukiwać.-wzdychasz- Ja umieram.. i czy tego chcemy czy nie, musimy się z tym pogodzić.
 -Nie chcę się z tym godzić.-kręci głową podchodząc do ciebie- Nie chcę byś odchodziła.
 -Poradzisz sobie, jesteś wspaniałym ojcem.-mówisz cicho czując napływające pod powiekami łzy
 -Nie chcę sobie radzić bez ciebie. Bez ciebie nie dam rady. Wiesz, że cię potrzebuję, tak samo jak Lenka potrzebuje matki. Proszę cię..
 -Przepraszam.-wyduszasz z siebie po czym toniesz we łzach wtulona w tors Piotrka. Łkasz cicho, zapłakując mu koszulkę nie mogąc sobie w żaden sposób poradzić z tym wszystkim. Kiedy siedzisz w salonie i spoglądasz na wasze wspólne zdjęcie stojące na komodzie przywołujesz wspomnienia. Te wszystkie piękne chwile, które przeżyliście wspólnie w ciągu tych kilkunastu, wspólnie spędzonych lat. Wszystko to do ciebie wraca. Pierwsze spotkanie. Pierwsze spojrzenie. Pierwsza rozmowa, choć może bardziej monolog bo głównie to ty mówiłaś. Pierwsze nieśmiałe uśmiechy. Pierwsze speszone wzroki. Pierwsze motyle w brzuchu. Pierwsze spotkanie we dwoje. Pierwsze dość nieśmiałe gesty. Pierwsze szczere rozmowy. Pierwsza kłótnia o zupełną błahostkę. Pierwsza zgoda. Pierwszy pocałunek. Pierwsze kocham. Pierwsze rozłąki i powroty. Pierwsze wspólne lata skazywane przez waszych znajomych i najbliższych na zupełnie niepowodzenie. Pierwsze poważne decyzje. Pierwsze wspólne wakacje z dala od rodziny i znajomych. Pierwsze wspólne mieszkanie. Oświadczyny. Ślub. Ciąża. Wszystko to przewija ci się przed oczami jak jeden ułamek sekundy. Twoje życie, w którym choć było parę większych i mniejszych niepowodzeń, chwil trudnych i kryzysów to z jednak życie z którego jesteś zadowolona. Życie do jakiego zawsze dążyłaś. Kochałaś i byłaś kochana. Miałaś cudownego męża i wspaniałą córkę. Niesamowicie pozytywną przyjaciółkę i świetną rodzinę, bez wyjątków. Nie wyobrażałaś sobie ich życia po twoim odejściu. Nie wyobrażałaś sobie życia Piotrka i Lenki bez ciebie. Bo to nie oni zostawali z treningami, licznymi wyjazdami, domem i córką na głowie. To nie oni zostawali sami.
 -Piotruś, obiecaj mi coś.-rzucasz gdy siedzicie wieczorem obok siebie na kanapie
 -Co takiego słońce?
 -Nie przestawaj grać.. Ja wiem, że będzie ci ciężko, ale zrób to dla mnie.-mówisz starając się nie wybuchnąć płaczem- Graj jak najlepiej i zdobądź to swoje upragnione złoto w Rio.
 -A ty nie przestawaj walczyć, przecież jeszcze nic straconego...
 -Obydwoje wiemy, że leczenie mi nie pomaga.-kręcisz głową- Wiemy, że to tylko kwestia czasu jak..
 -Nie mów tego.
 -Im szybciej pogodzimy się z tym, że umieram tym lepiej to zniesiemy, choć może lepiej to w tym wypadku złe słowo..
 -Ale ja się nigdy z tym nie pogodzę Gabi.-mówi zrozpaczony- Nie odejdziesz..
 -Przecież wiesz, że to nieprawda.-gładzisz swoją dłonią jego lekko zarośnięty policzek.
Kolejne dni mijały. Każde kolejne dwadzieścia cztery godziny były dla ciebie na wagę złota. Czułaś się co raz gorzej. Każde, nawet najbardziej błahe czynności były dla ciebie wyczynem równym wejścia na szczyt Mount Everestu. Ciągle brakowało ci sił. Wiedziałaś, że twój koniec był bliski. Choć jeszcze wszyscy dookoła ciebie mieli ten płomyk nadziei w sobie, tak u ciebie już go nie było. Lekarze nie dawali ci żadnych, największych szans. Przerzutów było co raz więcej. Leczenie zamiast pomagać tobie, pomagało chorobie się rozwijać. To była walka z wiatrakami. Przestałaś brać chemię. Jedyne co spożywałaś niemal garściami to leki przeciwbólowe bo bywały momenty, że nie wytrzymywałaś z bólu i modliłaś się by to się skończyło. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to są twoje ostatnie dni spędzone z bliskimi. Ostatnie dni twojej ziemskiej podróży.
 -Pamiętaj, że Lenka ma we wtorek występ, w środę możesz ją zabrać wcześniej bo nie ma żadnych dodatkowych zajęć..
 -Dlaczego mi to wszystko mówisz?-przerywa ci
 -Masz rację, zapiszę ci to.-przyznajesz mu rację, jednak on łapie cię za rękę
 -Gabi, żegnasz się ze mną?-pyta bez zbędnych ogródek
 -Mnie zaraz nie będzie..-bierzesz głęboki wdech- Nie wiem ile jeszcze mi zostało, dzień, dwa, tydzień?
 -Nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie.-mówi łamiącym się głosem- Proszę cię, nie odchodź...-przytula się do ciebie tak, że z trudem łapiesz oddech.
 -Nie unikniemy tego.-mówisz cicho
 -Oddałbym wszystko, wszystkie medale i nagrody bylebyś była zdrowa. Bylebyś nas nie zostawiała.-tuli się do ciebie
 -A ja oddałabym wszystko by móc być przy was jak ty będziesz zdobywał kolejne medale, jak Lenka będzie dorastać, z dziewczynki stawać się kobietą, przeżywać pierwsze sercowe rozterki...-pociągasz nosem- Chciałabym...
Nie potrafisz się z tym pogodzić. Dlaczego ludzie, którzy nie chcąc żyć, mają ten największy dar jakim jest ziemska droga w dalszym ciągu stąpają po tym świecie, a ci, którzy mają nieodpartą chęć życia za chwilę odchodzą? Dlaczego los musi być tak niesprawiedliwy? Dlaczego...

~*~
Jakoś poszło, choć nie powiem, łatwo nie było bo samopoczucie nie pomagało. Dzisiaj ode mnie będzie krótko. Koniec co raz bliżej i chyba trudno się nie domyślić kiedy on nastąpi.
Jest ciężko, ale pisałam już na początku, to nie będzie i nie jest łatwe opowiadanie, zarówno dla mnie do pisania, jak i dla Was do czytania. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu udało mi się dotychczas zawrzeć w nim to, co chciałam Wam przekazać.
Czołem.
Ściskam,
wingspiker.

|ask|duet |

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czytałam wiele radosnych opowiadań, na które wchodziłam od razu z bananem na twarzy, bo wiedziałam czego się spodziewać. Byłam pewna, że każdy kolejny rozdział przyniesie mi nutkę radości i śmiechu. Tutaj jest inaczej. Tutaj od początku muszę spodziewać się łez na policzkach. Ciężko mi czytać takie opowiadania, bo jestem cholernie emocjonalną osobą i przeżywam każde zawirowanie losu wraz z bohaterami. Nawet nie wiesz, jak bardzo zżyłam się z Gabi. Już tyle wylałam łez czytając jej losy! Mimo, że ona sama straciła już wiarę, ja jestem pewna, iż nie wszystko jeszcze stracone. Ma wspaniałą córeczkę i Piotrka - dwa dary od Boga. To byłoby niesamowicie nie fair, gdyby zostałoby to jej brutalnie odebrane. Ta dziewczyna nie zasługuje na cierpienie i na śmierć, matko, Karolina, nie możesz jej uśmiercić. :( Chciałabym, żeby pomimo wszystko cała ta historia skończyła się dobrze. Ale wiem, wiem, ja mogę sobie tylko chcieć i za tydzień zaakceptować to, jak rozegrałaś ich losy. Mogę ci jedynie powiedzieć, że tak czy siak złapie mnie to za serducho. Złapało od samiutkiego początku i tak szybko nie puści. Miałaś rację, to nie jest łatwe opowiadanie. Za to bardzo wciągające i wzruszające. No nic, idę wyrzucić do kosza mokre chusteczki i spróbować jakoś ogarnąć swoje życie. Dobrze, że piszesz takie opowiadanie, bo ukazuje ono kruchość ludzkiego życia i bezwzględną chorobę. Cieszmy się życiem, bo nigdy nie wiemy co na nas czeka jutro.
      Milion serduszek. <3

      Usuń
  2. Nieee, dlaczego? Cholernie wzruszające, ale i cholernie prawdziwe... Nie mam pojęcia, jak to zakończysz, ale ja jednak wciąż wierzę, że będzie dobrze.
    Pozdrawiam :* i przepraszam, że tak krótko, ale nie mogę opanować łez...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak bardzo pokochałam tę historie mimo tego, że przy każdym rozdziale wylewam milion łez. Piotrek i Gabi doskonae się uzupełniaja, sądla siebie wszystkim, nir poradzą sobie osobno, Ona nie może odejść, Nikt mu jej nigdy nie zstąpi, a Piotrek nie będzie w stanie pokochać nikogo innego, tylko Ona ma miejsce w jego sercu, ją kocha nad życie. Proszę pozwól jej wygrać tę nierówną walkę. Rodzina, przujaciołka, a przede wszystkim Lenka i Piotrek tak bardzo jej potrzebują. Villia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno!! Cała klawiatura moja jest mokra, jestem cała we łzach. To jest jak prawdziwe życie :( ;( Nie umiem teraz nic napisać, może jutro, może pojutrze jak wszystko przemyślę dodam jakiś komentarz dłuższy, ale teraz nie umiem nic wyskrobać. :( Świetnie piszesz!! Dzięki twemu opowiadaniu duuużo myślałam, DLaczego akurat Gabi?! Z Piotrkiem i Lenką tworzą wspaniałą rodzinę, a teraz? Guz ma wszystko zepsuć, cała ich przyszłość ma pęknąć jak bańka mydlana. Dziewczyno piszę ten komentarz już chyba z 10 minut, bo cały czas zanoszę się płaczem ;( Nie wiem co mam jeszcze napisać, dlaczego oni!

    OdpowiedzUsuń
  5. Za bardzo boli mnie czytanie kolejnych wpisów tutaj, jednak nie potrafię zwyczajnie przejść obok kolejnego obojętnie :/
    Może w tym momencie zachowam się dziwnie, ale przestaje podobać mi się to,że Gabrysia wewnętrznie już się poddała, że Piotrek nie reaguje. To paranoiczne, ale może jego krzyk, jego zdecydowanie, żeby walczyła, jego siła pomogłaby jej wrócić do chęci walki. Przynajmniej ja bardzo chciałabym, żeby tak właśnie się stało.
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mimo ze domyslam sie konca, nadal naiwnie wierze w szczesliwe zakonczenie. Bo Gabi musi zyc, ma dla kogo. Wiem ze teraz jest w bardzo zlym stanie, ale moze jest jeszcze nadzieja?
    Chociaz to ty jestes autorka tego opowiadania i to ty wiesz najlepiej co bedzie dla niego najlepsze rowniez zakonczenie. Nie pozostaje mi nic innego jak poddac sie twojej woli i czekac na kolejny (mam nadzieje, ze nie ostatni, chociaz cierpienie Gabi boli tak jakbym ja znala) rozdzial.

    OdpowiedzUsuń
  7. Może jestem człowiekiem małej wiary, ale chyba powoli przestaję wierzyć, że Gabi uda się wyjść z tego cało. W obecnym stanie musiałby się chyba zdarzyć jakiś cud aby pokonała tego potwora. Z drugiej strony jednak nie wyobrażam sobie życia Piotrka i Lenki bez Gabrysi.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Starałam się być twarda podczas czytania, ale emocje przejęły górę... Ciężko jest coś napisać po takim epizodzie, po tym co przechodzą bohaterowie, a ja jak zwykle staram sobie wyobrazić, że to mnie dotyczy, a wtedy łzy jeszcze bardziej cisną na oczy. Żadne pieniądze, nagrody, poświęcenie nie jest w stanie przywrócić zdrowia, nie mamy najmniejszego wpływu na nasz los. Tak właściwie człowiek jest marionetką w rękach Boga, bo gdy dosięga nas cierpienie, to nic nie możemy zrobić, tylko czekać co zrobi On.
    Tata znajomej był w stanie niczym jak Gabi, nic nie pomagało, każdy dzień był dla niego katorgą, jednak jakimś cudem, bo inaczej nazwać nie można wyszedł z tej paskudnej choroby. Tylko, że on nie miał przerzutów. Tak bardzo żal Lenki, Piotrka i bliskich Gabi, ale chyba czeka nas ostateczność... Będę żyła iskierką nadziei do ostatniego wpisu, jednak mam świadomość, co się może stać.
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń