-Nie podoba mi się to.
-Uspokój się, to nic takiego.-odpowiadasz mu, starając się go w jakikolwiek sposób udobruchać.
-A co jeśli..
-Wszystko ze mną w porządku.-uspokajasz go- Po prostu zbliżają mi się 'te' dni i troszkę gorszę samopoczucie jest absolutną normą.
-Powiedzmy ,że ci wierzę.-otacza cię troskliwie ramieniem- To co zrobimy z naszym ostatnim dniem laby?
Te siedem dni minęły wam zdecydowanie zbyt szybko. Oddałabyś wiele by chwila ta, trwała w nieskończoność. Chciałabyś by było tak zawsze. By zawsze był obok, gdy tylko go będziesz potrzebowała. Zdążyłaś się jednak już przyzwyczaić przez ostatnie osiem lat waszego związku, że w zasadzie częściej go nie ma, aniżeli jest. To był jeden z uroków, bycia drugą połówką wziętego sportowca. I pomimo tego ,że nie cierpiałaś gdy wyjeżdżał, to widząc jak ważna dla niego jest piłka i kawałek siatki ,że nie potrafiłaś mu tego powiedzieć. Nie potrafiłabyś zabronić mu tego robić. Widziałaś ,że było to jego ogromną pasją i uwielbiał to robić. To jakby zabronić ptakowi latać, a człowiekowi mówić. Wręcz nierealne.
-O czym myślisz?-wyrywa cię z zamyśleń jego pełen troski głos
-O tym jak ten tydzień szybko zleciał.-wzdychasz- I o tym ,że pora wracać do szarej rzeczywistości.
-Chyba wiem do czego zmierzasz.-odpowiada- Przecież wiesz ,że..
-Tak, wiem ,że to twoja praca i wiem ,że kochasz to robić.-przerywasz mu- Po prostu nie lubię jak cię nie ma i to mi chyba nigdy nie minie. Zdecydowanie o wiele bardziej lubię jak jesteś obok i mogę w każdej chwili się do ciebie przytulić jak będę miała taką potrzebę ,ale też po prostu posiedzieć obok ze świadomością ,że po prostu jesteś.
-Wiem ,że może dość często nie ma mnie w domu, pewnie częściej mnie nie ma aniżeli jestem, ale wiesz doskonale ,że gdzie bym nie był zawsze jestem do twojej dyspozycji. Dwadzieścia cztery na dobę.-przytula cię- Pamiętaj o tym.
-Wiem Piotruś.-wtulasz się w niego jak mała dziewczynka. Tkwicie w swoich objęciach przez dłuższą chwilę nie wymawiając ani słowa.-Dobra, koniec tych smętów.-odklejasz się od niego- To jak wykorzystamy ten ostatni dzień?
-Myślę ,że coś wymyślimy.-uśmiecha się szeroko, by już po chwili zasmakować twoich malinowych ust. Jak też powiedział, tak też słowa dotrzymał. Tego wieczora na nudę narzekać z pewnością nie mogliście. Nazajutrz nastał dzień, którego z pewnością obydwoje nie chcieliście. Dzień jakże znienawidzony przez wszystkich wczasowiczów. Dzień wyjazdu, w którym wspaniałe urlopowe dni i pokaźna opalenizna stają się tylko i wyłącznie wspomnieniem.
Tradycyjnie już twojemu ukochanemu mężowi ani widziało się wstawać o tak nieludzkiej porze, jaką była dla niego godzina szósta z minutami. Jak zwykle w takich przypadkach bywało, to na twoją głowę spadł obowiązek sprawdzenia czy aby na pewno wszystkie wasze manatki powrócą wraz z wami do kraju. Również i tym razem nie obyło się bez tradycyjnego zostawiania przez Nowakowskiego kilku drobiazgów w czeluściach szafy. Tradycją było też bezskuteczne dobudzanie, śpiącego jak zabity siatkarza. Jak to bywało w takich przypadkach, musiałaś zastosować ostateczną z możliwych wersji dobudzenia go w postaci jego jakże czułego punktu, jakim były łaskotki. Tym razem jednak musiał wyczuć twoje intencje, bo w chwili gdy byłaś już niemal gotowa do tej jakże piekielnej pobudki pochylając się na dwumetrowcem ten otworzył oczy i w jednej chwili znalazł się nad tobą z szerokim uśmiechem.
-Czyżby chciała, okrutna kobieto załaskotać mnie na śmierć?
-To była ostateczna, ostateczność-odpowiadasz mu- A teraz mnie puść wielkoludzie, bo się spóźnimy.
-Mamy jeszcze kupę czasu.
-Z twoim tempem kochanie, nie sądzę.-śmiejesz się
-Wczoraj jakoś nie narzekałaś.-szczerzy się składając delikatne pocałunki na twojej szyi
-Piotrek!-besztasz go, ale on ani myśli przerywać swojej czynności, a wręcz przeciwnie, w zaparte ją kontynuuje z jeszcze większą ochotą.-Jeśli w ciągu pięciu minut minut mnie nie wypuścisz i nie zaczniesz się zbierać to przysięgam ci ,że czekają cię samotne noce na kanapie w salonie.-grozisz mu- A wiesz ,że jestem do tego zdolna.
-Zbyt dobre argumenty masz moja droga.-odpowiada zrezygnowany po czym wypuszcza cię ze swoich objęć i w ekspresowym tempie doprowadza się do względnego ładu. Przez jego tradycyjne guzdranie ledwo zdążacie na odprawę. I choć chciałabyś być na niego za to zła to w żaden sposób nie potrafisz. Bo cała twoja złość mija w jednej sekundzie, gdy tylko się do ciebie uśmiecha w sposób zarezerwowany tylko i wyłącznie dla ciebie.
Lot mija dość szybko i przyjemnie. W zasadzie całą jego część przespałaś wsparta o piotrkowe ramię. Gdy otwierasz oczy, wyrwana ze snu przez łagodny głos swojego męża jesteście już w Rzeszowie. Tym razem to on przejmuje dowodzenie, a ty ciągniesz się kilka kroków za nim zupełnie rozespana i nieżyciowa. Kiedy docieracie do domu jesteś tak wykończona ,że nie masz nawet największej ochoty na rozpakowanie chociażby jednej walizki. Niemal natychmiast rzucasz się na łóżko i po kilku chwilach odpływasz. W chwili gdy opuszczasz krainę Morfeusza pokój spowija półmrok, przez okno wdzierają się pojedyncze promienie blasku księżyca, a w całym domu panuje głucha cisza przerywana cichym pomrukiem z pewnością dobiegającym z telewizora. Leniwie się przeciągasz po czym wędrujesz ku salonowi w którym spodziewasz się zastać swoją drugą połówkę. Jedyne co zastajesz, to włączony odbiornik telewizyjny, a także kartkę na stolę zapisaną charakterem pisma, które poznałabyś wszędzie.
Tak słodko spałaś ,że nie miałem serca Cię
budzić J Nie martw się, poszedłem pobiegać.
PS. Gdybyś była głodna, światła w lodówce nie
ma. Perfekcyjny pan domu o to zadbał.
P.
Uśmiechasz się tylko pod nosem po czym zmierzasz w kierunku lodówki, która rzeczywiście pękała w szwach przeładowana jedzeniem. Niemal natychmiast zabierasz się za przyrządzenie czegoś konkretnego do zjedzenia. Chcąc nie chcąc miałaś do wykarmienia faceta, który potrafił zjeść nie mniej niż drużyna zuchów na obozie harcerskim. Skończyłaś przyrządzanie posiłku niemal równocześnie z chwilą, gdy usłyszała zgrzyt zamka od drzwi i czyjeś gramolenie w korytarzu. Po chwili w twoim polu widzenia pojawia się Piotrek, który obdarza cię promiennym uśmiechem i soczystym buziakiem w policzek.
-Długo spałam?-pytasz po skończonym posiłku
-Czy ja wiem, parę godzin.-wzrusza ramionami- Spałaś jak zabita, nawet moje usilne poszukiwania butów cię nie obudziły.
-W takim razie chyba rzeczywiście byłam zmęczona.-chichoczesz wkładając naczynia do zmywarki ,a po chwili zajmujesz miejsce na kanapie obok blondyna- Kiedy jedziesz do Spały?
-Za dwa dni.-odpowiada dość niechętnie otaczając cię ramieniem- Nie wiem jak się przestawię na to ,że nie będę widział cię codziennie tylko kilkunastu innych facetów dzień w dzień.
-Chyba dzień jak co dzień dla ciebie?-chichoczesz- Nie martw się, myślę ,że Bartek będzie nie gorszym lokatorem niż ja.
-I tu bym polemizował.-śmieje się- Nawet nie wiesz jak będzie mi cię brakować.
-Ty chociaż nie będziesz miał czasu o tym myśleć, ja siedząc siedem bitych godzin w pracy chyba zgłupieje.
-Jakoś damy radę, nie pierwszy i nie ostatni raz.-próbuje cię pocieszać- Postaram się wpadać na weekendy.
-A ja, jak co roku będę twoim osobistym fanklubem na meczach.
-Bez takiego nie gram.-uśmiecha się ciepło po czym składa delikatny pocałunek na twoim policzku ,a ty wtulasz się w niego niczym kilkuletnie dziecko w swojego ukochanego tatę. Zdecydowani lubiłaś takie wieczory. Wolałaś o wiele bardziej spędzać je w towarzystwie siatkarza na kanapie oglądając bezsensowne filmy lecące akurat w telewizji niż przereklamowane randki w najmodniejszych restauracjach czy knajpach. O wiele bardziej ceniłaś sobie spokój, jego ciepło i bliskość aniżeli jakieś dzikie wypady. I to właśnie dzięki niemu tak szalona i energiczna osoba odnalazła swoją oazę spokoju. Swój azyl, który nadawał jej życiu harmonii i ładu. Tą częścią, fragmentem jej osoby, który sprawiał ,że wolała spokojne wieczory spędzone we dwoje od hucznych imprez zakrapianych alkoholem, co z pewnością było normą u osób w jej wieku był właśnie ten ponad dwumetrowy facet. Był jej bezpieczną przystanią. Był jej idealnym uzupełnieniem. Bo to on miał niesamowite pokłady spokoju, które idealnie starczały dla ich dwójki.
Nawet nie wiesz kiedy minęły wam te dwa, ostatnie wspólnie spędzone dni. Te czterdzieści osiem godzin minęło zdecydowanie za szybko. Jednak przez następne kilka miesięcy musiałaś się zadowolić dwoma nędznymi dniami na dobry miesiąc, jak nie więcej.
-Błagam cię, tylko mi się tu nie rozklejaj.-mówi szczelnie zamykając cię w swoich ramionach
-Nie lubię się z tobą żegnać.-wzdychasz starając się nie rozkleić
-To zdecydowanie jedna z najgorszych rzeczy jaka może być na świecie.-mówi ciepło delikatnie wodząc dłonią po twoich plecach- Nie lubię jak jesteś smutna.
-A ja nie lubię jak wyjeżdżasz.-spoglądasz na niego uśmiechając się przez łzy
-Nim się obejrzysz bałaganiarz i pierdoła roku wróci do domu.-unosi delikatnie twój podbródek ku górze- Kocham cię.
-I kogo ja będę ratować?-pytasz z cieniem uśmiechu- Ja ciebie też Piotruś.-mówisz łamiącym się głosem po czym wtulasz się z całych sił w swojego męża. Tkwicie przez dłuższą chwilę w swoich objęciach nie wymawiając ani słowa. Chciałaś by ta chwila trwała w nieskończoność. Jednak nic nie trwa wiecznie. Już po chwili musiał wyjeżdżać.
-To ,że mnie nie będzie, nie znaczy ,że nie będzie cię komu pilnować żono.
-O co ty mnie posądzasz mężu?
-Wiesz o czym mówię.-odpowiada
-Piotruś, nic mi nie jest.-mówisz ze stoickim spokojem- Gdyby coś było nie tak, wiedziałbyś o tym pierwszy.
-Ja po prostu jestem twoim nadopiekuńczym mężem.
-Wiem.-kiwasz głową po czym składasz czuły pocałunek na jego ustach- A teraz zmykaj póki jeszcze się nie rozkleiłam.
-To fakt, jak tak dalej będziemy się żegnać to mnie trener nie wpuści do ośrodka.-śmieje się
-Pamiętaj, tylko mi tam grzecznie!-rzucasz na odchodne
-Jak zawsze!-uśmiecha się szeroko po czym macha ci na pożegnanie. Po chwili widzisz jak jego białe audi opuszcza podjazd domu i po chwili znika z twojego pola widzenia.
Jak wyglądały kolejne dni? Zupełnie nijako i absolutnie tak samo. Cisza pośród czterema ścianami chwilami aż dźwięczała w twoich uszach. Niesamowicie ci ona ciążyła. Pomimo faktu ,że wróciłaś do pracy i byłaś niemal zasypana różnego rodzaju papierkową pracą i co rusz przyjaciółki czy partnerki innych rzeszowskich z którymi się dobrze znałaś wyciągały cię na wszelkie możliwe wyjścia, to niesamowicie tęskniłaś za ponad dwumetrowym blondynem. Wcale nie umniejszały jej codzienne rozmowy, a to przez telefon czy przez skype'a. W zasadzie to tylko je potęgowały.
Przez następne kilka tygodni widzieliście się dwa, może trzy razy, jeśli liczyć kilku godzinne spotkanie na meczach reprezentacji w Miliczu i Twardogórze. Na dłuższe widzenie jednak się nie zapowiadało. Oczywiście nie licząc błogich czterdziestu ośmiu godzin wolnego jakie wręczył swoim podopiecznym Anastasi po meczach z Serbami.
-Brakowało mi cię.-mówi z jeszcze przyśpieszonym oddechem układając się obok
-To fakt, trochę się nie widzieliśmy.-uśmiechasz się kładąc się na boku i tym samym mając idealną pozycję do podziwiania jego wyrzeźbionego torsu i uśmiechniętej od ucha do ucha twarzy. Przyglądasz mu się przez dłuższą chwilę z uśmiechem wymalowanym na twarzy. W jego towarzystwie nawet cisza była przyjemna. Z resztą, czego byś nie robiła w jego towarzystwie zawsze będzie sprawiać ci ogromną przyjemność.
-Nie patrz tak na mnie.-przerywa ci beztroskie wgapianie się w swoją osobę
-Muszę się napatrzeć na zapas bo zaraz jak mi uciekniesz to szybko nie wrócisz kochany mężu.-szczerzy się
-Taka praca, co poradzić?-wzrusza ramionami- Apropos pracy, jak w twojej?
-W porównaniu z twoją to szaro, buro i ponuro.-odpowiadasz- Szykuje się nowy międzynarodowy projekt i chcą mnie wsadzić w koordynowanie go, ale zobaczymy.
-To świetnie.
-Obchodzi cię to?-pytasz
-Wszystko co jest związane z panią, pani Nowakowska mnie ogromnie interesuje.
-Cieszę się niezmiernie panie Nowakowski.-unosisz kąciki ust ku górze po czym składasz delikatny pocałunek na ustach swojej drugiej połówki, co spotyka się z jego wyraźną aprobatą. Po chwili jednak wyrywasz się z jego objęć, wrzucasz na siebie szlafrok po czym wędrujesz ku kuchni. Zaparzasz kawę i przyrządzasz posiłek, który wykarmi głodomora jakim bezsprzecznie był Piotrek. Nie mija dużo czasu jak pojawia się w kuchni i obdarza cię najpiękniejszym uśmiechem z możliwych. Zjadacie wspólnie posiłek po czym zbierasz się na wyjście.
-Wychodzisz?-dziwi się stając w drzwiach łazienki
-Mam kontrolę.
-Kontrolę?-mruży oczy
-Tę samą co każde pół roku.-wywracasz oczami
-Pójść z tobą?
-Jestem już dużą dziewczynką, poradzę sobie.-odpowiadasz mu- Z resztą, to tylko formalność.
-W takim razie czekam w samochodzie.-szczerzy się po czym znika za drzwiami pomieszczenia.
Bez zbędnego pośpiechu dokańczasz makijaż by po kilku chwilach po zebraniu odpowiednich dokumentów zasiąść na miejscu pasażera.
Jak zwykle bywa, ty jesteś na czas, a szanowny pan doktor nie raczy zjawić się o czasie przez co oczekiwanie na wizytę się przeciąga. Z godziny jedenastej, robi się nagle trzynasta. Siedzisz niemiłosiernie zła na korytarzu w poczekalni podziwiając swojego męża za to, że był taką oazą spokoju. Po kolejnych piętnastu minutach czekania i przejrzenia po raz setny tych samych czasopism słyszysz jak pielęgniarka wywołuje twoje imię i nazwisko. Zrywasz się na równe nogi po czym wchodzisz do gabinetu lekarskiego. Witasz się z posiwiałym doktorem po czym zajmujesz miejsce naprzeciw niego. Standardowo już podajesz mu swoje wyniki sprzed pół roku, a także te aktualne. Bada twoje wszelkie podstawowe czynności życiowe po czym wraca do wywiadu.
-Jak pani samopoczucie ostatni miesiącami?
-Nie narzekam, bywało gorzej.-odpierasz
-Coś szczególnego w nim było?
-Parę razy zrobiło mi się trochę słabo, ale to ze zmęczenia z pewnością ,a także spowodowane zbliżającą się menstruacją.
-Poza tym nic ciekawego?-pyta nie podnosząc wzrok sponad kartek
-Tak jak powiedziałam, nie.-kręcisz głową- Coś nie tak profesorze?
-I tak i nie.-mamrocze pod nosem ściągając brwi
-Proszę mi powiedzieć.
-No więc dobrze.-odpowiada lekarz- Nie podobają mi się te wyniki pani Gabrielo. Przy tak słabych wskaźnikach i mając na uwadze historię pani choroby należy być zaniepokojonym.
-Chyba nie chce pan mi powiedzieć ,że...
-Spokojnie.-mówi ze stoickim spokojem- To wcale nie musi znaczyć tego, co ma pani na myśli. To może mieć różne podłoża, aczkolwiek musi być pani świadoma, że ta paskudna choroba lubi powracać nawet po kilkudziesięciu latach. Jednak nie wykluczam też innej opcji, dlatego muszę skonsultować to z doktor Biernacką.-mówi, a gdy ty wstajesz z miejsca dodaje- Proszę zostać, to w pani interesie.
*
Proszę, tylko nie to. Tylko nie to samo bagno. Nie. Nie. Nie. To nie może być TO. Ten koszmar nie może wrócić. Po prostu nie może. Nie ma żadnego prawa znów zatruć, zniszczyć całego mojego życia i życia moich bliskich. Już raz przeszłam to piekło, drugi raz tego nie zniosę. Nie poradzę sobie. Nie wygram. Proszę... nie chcę.. nie mogę... Boże, proszę Cię, nie rób mi tego powtórnie. Mi i moim najbliższym. Wszystko inne, byle nie to, co z nadspodziewaną łatwością niczym dorosły czy starsze dziecko zabiera temu młodszemu zabawkę, a w tym wypadku cząstkę mnie. Proszę...
*
-Pani Gabrielo, wszystko w porządku?-wyrywa cie z zamyślenia zatroskany głos lekarza-Proszę mi powiedzieć, ile jest procent szans ,że to znowu.. znowu to samo?
-Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.-odpowiada niewzruszony- Za kilkadziesiąt minut będę mieć dla pani albo dobrą, albo złą wiadomość, a już jej rodzaj wybierze sam Bóg.
Czy pozostało ci coś jeszcze w tej chwili? Chyba tylko czekać na cud, który sprawi ,że znów nie powtórzy się to samo piekło, jakie przeszłaś będąc o wiele młodszą.
~*~
Za oknem ciepełko, słoneczko, a oczywiście jak to zwykle bywa chodzę zasmarkana od stóp do głowy i cóż poradzić? Trzeba się kurować!
Tak oto mamy jedyneczkę. Troszkę się zaczyna dziać, jak mówiłam, prolog to była cisza przed burzą. Ale czy w choć jednym moim opowiadaniu było przesadni sielankowo i nudno? Chyba pytanie retoryczne :D Zakończenie iście w moim stylu, nie powiem ,że nie. Co się wydarzy? Opcje generalnie są dwie, a która będzie tą prawdziwą, okaże się niebawem.
Miłego weekendu!
Ściskam,
wingspiker.
PS. Komentowanie nie boli, a cholernie motywuje!
piekne, cudne, fantastyczne, obawiam sie tej choroby Gabrieli, co to moze byc, nie mam pojecia, czekam na cd c:
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Zobaczymy ;)
UsuńNie tylko ty zasmarkana :P Jak od dwóch tygodniu chodzę z chusteczkami w kieszeni ;-)
OdpowiedzUsuńNie no nawet nie wiem co powiedzieć. Tak sobie siedziałam, słuchałam muzyki i czytałam, a słowa tak jakoś same mi swobodnie przelatywały przez głowę. A teraz znów siedzę, ale pisząc ten komentarz i nie wiem, co mogę napisać.
Niby są wspaniałe Wakacje, które Gabrysia i Piotrek spędzili ze sobą i naładowali akumulatory, ale jest i powrót do rzeczywistości i złe wieści. Znaczy się nie wiem jeszcze czy złe, ale jakoś mi tak coś podpowiada, że takie właśnie będą.:(
No i nie wiem. Z jednej strony cieszę się z kolejnej historii, a z drugiej niepokoję się jej dalszym rozwojem.
Bądź tu człowieku kobietą :P
Pozdrawiam :*
Wszystko się okaże :)
UsuńUwielbiam tę ich dotychczasową sielankę, bo wydaje mi się, że zbyt dobrych wyników tego badania nie będzie. Chciałabym się mylić i mam nadzieję, że piszę głupoty. Niestety bez problemów i przeciwności losu mało które opowiadanie byłoby ciekawe. Musi się coś wydarzyć, aby nie było rutyny. Taka maleńka odmiana. Chociaż w ich przypadku ta maleńka odmiana może okazać się nawet zbyt dużą, ale niech im się powodzi jak najlepiej. Trzymaj się ciepło i zdrowiej! Buziaki :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńBoże jaka Ty jesteś niesamowita. To jest idealne, bez żadnego porównania.
OdpowiedzUsuńPiotrek to mój ulubiony siatkarz, i ten blog tak idealnie go opisuje w moim mniemaniu.
Czekam na więcej.
Bez przesady mi tu :P
Usuńchciałabym Cię bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo przeprosić za to, ze nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale szkoła, no ;c
OdpowiedzUsuńGabi i Piter to świetne połączenie. dwa zupełnie różne charaktery się aż tak uzupełniają i kochają, to piękne. :)
takie wakacje... ech. 7 dni to zdecydowanie za mało. przynajmniej 14 żeby porządnie odpocząć.
TO?
co to jest? jakaś poważna choroba? ja tak bardzo nie chcę, żeby Gabi była na coś chora. ;c
Nie zdradzę :P
UsuńWidzę, że nie tylko mnie dopadł katar.. Twoje opowiadanie czytam z zapartym tchem. Wszystko tutaj tak świetnie do siebie pasuje. Końcóweczka intryguje...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga xoo
Cieszę się ,że się podoba :)
UsuńNIE NIE NIE!!!! Tyle się napisałam i mój komentarz się nie dodał!!! :(
OdpowiedzUsuńKolejna historia i kolejne ciągnące się niemiłosiernie dni wyczekiwania na kolejny rozdział. Świetnie napisane.... Coś czuję, że To coś bardzo złego i jestem cholernie ciekawa co to jest... Czy Piotrek będzie musiał wybierać czy byc przy chorej żonie, czy grać.... Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości co by zrobił... tak bardzo ja kocha. Ale żeby było ciekawie musi sie cos dziać. Tylko BŁAGAM nie zabieraj jej... Nam i Piotrkowi. VILLIA
Dziękuję, miło mi jest to czytać :)
Usuń<3
OdpowiedzUsuńOby to nie była choroba! Obstawiam ciążę ;) Ciekawe, jak zareagują świeżo upieczeni Nowakowscy. Współczuję Gabrysi takiego nerwowego oczekiwania i nie wiadomo na co ;/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Nadrobiłam wszystko i jestem pod wrażeniem.Mało jest tak dobrych blogów. (y)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia sie zapowiada.A..Gabi da radę,myślę że jest twarda. Aby ,żeby nie byłą wciązy...wtedy bd szczęsliwa :p
Informuj mnie proszę :3
Życzę weny i radosci z pisania,bo to jest najważniejsze!
A tymczasem zapraszam do mnie na 8 rozdział z życia Sary :*
http://themoordeath.blogspot.com/
Pozdrawiam,Wigi <3
Miło jest mi to czytać, dziękuję :)
UsuńJak ja chce już następny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńTen jest świetny, zresztą jak zawsze ;)
Wiedziałam, że ta sielanka się skończy. Nie sądziłam jednak , że będzie to choroba. Mam nadzieję, że to nie będzie aż tak poważne. Niemniej jednak nie moge sie doczekać następnej odsłony. :)
Pozdrawiam :)
Dziękuję c:
UsuńTeż bym poprosiła o 7 dni w raju i to w trybie natychmiastowym. Takim panem pokroju Pita jako towarzysza też bym nie pogardziła ;)
OdpowiedzUsuńBoje się tylko tego, że Gabi ma nawrót choroby i ich po weselna sielanka zmieni się w dramatyczne chwilę z walką o życie. Mimo, że wszystkie gwiazdy na niebie łącznie z moim przeczuciem mówią, że Gabi będzie chora tak jednak będę żyła tą malutką nadzieją, że jednak nie...
Przepraszam, że tak późno, ale w weekend byłam praktycznie niedostępna dla świata blogowego.
Pozdrawiam :)
Wszystko się okaże niebawem :)
UsuńPiter taki opiekuńczy i troskliwy. Eh... No i nagle koniec sielanki. Mówiłaś, że to cisza przed burzą, więc boję się najgorszego, czyli nawrotu choroby, jak mniemam raka. :/ Obym się myliłam. ;)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi ochoty na kolejny rozdział i nie mogę się doczekać następnego. No i witam w klubie, ja również jestem chora i zakatarzona. Nie ma to jak leżeć pod kocem i całe dnie oglądać Dlaczego ja, Trudne sprawy i inne badziewia. -_- Już wolę lekturę poczytać.
Pozdrawiam,
OL. ;>
W jeden dzień przeczytałam wszystkie Twoje historie. Jesteś genialna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ana. ;)
Bez przesady :P
Usuń