sobota, 31 maja 2014

Predestynacja dwunasta.

Tej nocy nie dane ci było zmrużyć już oka. Przewracałeś się z boku na bok wciąż nie potrafiąc odwieść swoich myśli od przerażającego snu jaki cię nawiedził tej nocy. Za każdym razem gdy tylko zamknąłeś oczy miałeś przed sobą tą okrutną wizję. Wizję najgorszą z możliwych. Swoje życie będące tak naprawdę jego cieniem. Bo twoje życie bez swojej największej miłości i jednego z największych szczęść jakie w życiu cię spotkały było dla ciebie zupełnie niczym. Dlatego tak bardzo przerażała cię senna zmora. Dlatego tak paraliżował cię strach na samą myśl o jego realizacji. Ale kogo by nie ogarniał największy z możliwych strachów w obliczu utraty ukochanej osoby? Kogo nie przerażałaby wizja samotnego życia? To chyba pytanie retoryczne. Pragnął jak niczego innego w tym momencie by to wszystko dobrze się skończyło. By ten koszmar na jawie wreszcie się skończył. By wreszcie życie przestało rzucać im kłody pod nogi i pozwoliło cieszyć się sobą nie tylko we dwoje ,ale i we troje.
 -Jak tam minęła noc?-pyta twoja matka ,gdy tylko zjawia się rankiem
 -Zależy o co pytasz.
 -Mała dała ci trochę pospać?-pyta
 -Obudziła się tylko dwa razy ,więc nie mogę narzekać.-odpowiadasz bez większego entuzjazmu
 -Ale?
 -Ale i tak praktycznie nie spałem.-wzdychasz- Boję się o nią.
 -Nie musisz tego mówić, widać jak bardzo ją kochasz i jak bardzo boisz się ,że ją stracisz.-kładzie dłoń na twoim ramieniu- Ten na górze nie może ci tego zrobić. Nie może ci jej zabrać po tym wszystkim co razem przeszliście. Nie może zabrać Lence matki.
 -Może wszystko ,a najgorsze jest to cholerne czekanie.-odpowiadasz matce z nutą desperacji w głosie- Jedyne co mogę zrobić to czekać, nie mogę jej nawet pomóc.
 -Bo to walka ,którą ona sama musi stoczyć. My możemy jedynie wierzyć Piotruś. Wierzyć w to ,że jej się uda.-otacza cię ramieniem zupełnie jak dobre kilkanaście lat temu ,gdy jeszcze nie byłeś posiadaczem ponad dwóch metrów wzrostu
 -To musi być tak trudne?-krzywisz się
 -Nikt nie powiedział ,że w życiu będzie łatwo.-mówi- Czasem bywa tak ,że nasze życie wydaje się być nieprzerwanym splotem nieszczęśliwych wydarzeń, czasem po zaledwie chwili szczęścia wszystko znów obiera zły obrót. Ale najważniejsze to się nie poddawać. Trzeba walczyć codziennie z wszelkimi przeciwnościami losu bo zawsze, nawet po największym deszczu wyjdzie słońce.
 -Chciałbym żeby tak było mamo.-na twojej twarzy jawi się cień uśmiechu
 -I zobaczysz ,że będzie.-uśmiecha się ciepło w twoim kierunku
Choć ani przez chwilę nie wątpiłeś w to ,że będzie dobrze to zdarzały ci się chwilę zwątpienia powodowane przez ten cholerny strach. W tym wypadku wydawał się być on rzeczą zupełnie naturalną i dziwne by nie towarzyszył ci on niemal każdego dnia. Bywało czasem ,że przysłaniał zdrowe i racjonalne myślenie. Czasem sprawiał ,że z trudem odróżniałeś senne zmory od prawdziwego życia. Sprawiał ,że każdy dzień był na wagę złota. Zmienił twoje postrzeganie życia. Nie wybiegałeś już daleko w przyszłość. Liczyło się dla ciebie tu i teraz. Każdy kolejny dzień był dla ciebie zagadką ,ale też szczęściem.
 -Co z nią?-pytasz lekarkę spotkaną na korytarzu
 -Jej stan wciąż jest poważny aczkolwiek jest stabilna. Od wczorajszego wieczora nie zarejestrowaliśmy żadnych poważnych zmian.-odpowiada kobieta
 -Czyli to znaczy ,że...?
 -Znaczy tyle ,że wszystko idzie jak na razie po naszej myśli panie Piotrze.-uśmiecha się lekarka
 -Kiedy będę mógł ją zobaczyć?-pytasz dość niepewnie
 -Jak mówiłam, pierwsze dwie doby są decydujące i są na wagę złota, więc jeśli wszystko będzie w porządku to jutro ją wybudzimy i będzie pan mógł zobaczyć się z żoną.-mówi krzepiąco się uśmiechając- Pan i pańska rodzina jesteście naprawdę dzielni.
 -W tej sytuacji nie mamy innego wyjścia.-odpowiadasz jej nikle się uśmiechając
 -I prawidłowo.-przytakuje ci po czym przeprasza cię i udaje się do swoich obowiązków. Stoisz chwilę w bezruchu i przyglądasz się swojej ukochanej wciąż pogrążonej we śnie. Znów przymykasz oczy i powtórnie masz nadzieję ,że gdy je otworzysz ujrzysz jej uśmiech i piękne błękitne oczy pełne szczęścia i uczucia. Nie potrafisz doczekać się dnia jutrzejszego. Nie marzysz tak bardzo o niczym innym w tej chwili jak o tym by wziąć ją w ramiona. By zobaczyć ją całą i zdrową mówiącą ,że już wszystko w porządku. Im więcej o tym myślałeś, tym bardziej nie potrafiłeś doczekać się jutrzejszego dnia. Tego ,który miał zakończyć waszą wyboistą drogę pełną przeszkód i zacząć wreszcie drogę pełną spokoju i harmonii.
 -I czego się dowiedziałeś?-pyta Monia trzymając na rękach waszą pociechę ,która wcale ,a wcale nie wyglądała na senną
 -Jutro będą ją wybudzać.-mówisz z delikatnym uśmiechem na twarzy
 -Anie mówiłam ,że wszystko pójdzie dobrze?-uśmiecha się przyjaciółka
 -Mówiłaś.-przyznajesz jej rację- Swoją drogą widzę ,że się wczułaś w rolę ciotki.
 -Ona jest małym aniołkiem, nie da się nie wczuć.-odpowiada zadowolona
 -Póki nie zacznie płakać.-śmiejesz się
 -To kilkudniowe dziecko, nie wymagaj od niej ,że będzie sama się karmić czy przebierać i nie dawać znaku o sobie.
 -Jak mus to mus.-odpowiadasz ze śmiechem po czym przejmujesz od niej Lenkę ,która wlepiała w ciebie swoje małe błękitne oczka, co absolutnie cię urzekało.
 -Nie wiem jak to zrobiliście ,ale ona jest tak samo podobna do ciebie jak i do Gabi.
 -Mnie nie pytaj.-kręcisz głową
 -Aż wam jej zazdroszczę.-uśmiecha się
 -No to na co czekacie z Tomkiem? Do roboty, Lenka będzie miała towarzystwo, prawda?-przenosisz wzrok na córkę ,która gorliwie zaciskała swoimi drobnymi paluszkami twoje palce. Im dłużej na nią patrzyłeś tym bardziej widziałeś w niej to uderzające podobieństwo do jej mamy. I  z każdą kolejną chwilą co raz bardziej kochałeś tą małą istotkę będącą owocem waszej pięknej miłości. Oczami wyobraźni widziałeś jak każdego dnia na waszych rośnie i się zmienia. Jak stawia pierwsze kroki. Jak wymawia pierwsze słowo. Jak wraz z Gabi pojawia się na twoich meczach. Choć sama myśl o tym cie ekscytowała to na chwilę obecną najbardziej jednak oczekiwałeś na dzień jutrzejszy mający zakończyć wasze męki.
Standardowo już babcie czy Monia starały się cię jak najbardziej odciążyć przy opiece nad małą o czym absolutnie słyszeć nie chciałeś bo nie mogły przecież do końca życia wyręczać cię w wychowaniu własnego dziecka. Mimo to udało im się cię przekonać do wrócenia do domu i przespania się we własnym łóżku bo chcąc nie chcąc mając ponad dwa metry wzrostu spanie na szpitalnym łóżku nie należało do najprzyjemniejszych. Po raz ostatni miałeś wrócić sam do domu. Następnym razem mieliście tu już wrócić razem, we troje. Cali i zdrowi. Z tą myślą po uprzednim zjedzeniu pierwszego porządnego posiłku od dawna odpłynąłeś w krainę Morfeusza. Przyzwyczajony nocnymi pobudkami przy waszej pociesze obudziłeś się w środku nocy widząc za oknem cały Rzeszów skąpany w mroku. Gdy spojrzałeś na zegarek ujrzałeś godzinę trzecią z minutami. Przewracałeś się  boku na bok nie bardzo mogąc zasnąć. Cały czas twoje myśli skupiały się wokół Gabi. Wokół tego ,że już za parę godzin będziecie w końcu mogli razem cieszyć się swoim małym skarbem jakim była Lenka. Standardowo zasnąłeś dopiero ,gdy w zasadzie za oknem robiło się jasno ,a i tak nie było dane ci długo pospać bo na niemal równe nogi zerwał cię dźwięk telefonu oznajmującego połączenie przychodzące.
 -Pan Piotr Nowakowski?-słyszysz głos w słuchawce
 -Tak.. przy telefonie.-mówisz przerażony
 -Proszę przyjechać do szpitala jak najszybciej.
 -Co się stało?-pytasz
 -To nie jest rozmowa na telefon, ale chodzi o pańską żonę.-odpowiada kobieta by po chwili zakończyć połączenie. W jednej chwili do twojego umysłu uderza totalna panika. Nie mogła. Nie miała prawa dzwonić nad ranem z dobrymi wiadomościami. W dosłownie kilka minut zostałeś obudzony i sprowadzony do parteru tą informacją. W kilka minut zebrałeś się i gnałeś jak głupi w kierunku rzeszowskiego szpitala łamiąc przy tym cały szereg drogowych przepisów. Chciałeś być tam jak najszybciej. Jak najszybciej znać prawdę, nawet tę najboleśniejszą. Zdyszany wpadasz na odpowiedni oddział poszukując doktor Szymańskiej. Dopiero po chwili wpadasz na nią na korytarzu.
 -Co się stało?!-pytasz zdenerwowany i zupełnie spanikowany
 -Wystąpiły niespodziewane komplikacje po zabiegowe.
 -Dokładniej?
 -Krwotok wewnętrzny i znacznie spadło tętno.-odpowiada pochmurnie
 -Jak bardzo jest źle?
 -Jeśli jej stan będzie dalej się pogarszał to nie jestem w stanie powiedzieć panu czy uda nam się jej pomóc.-kręci głową zrezygnowana
 -A to nie jest waszym cholernym obowiązkiem ratowanie życia ludzkiego?!-nie wytrzymujesz i wybuchasz
 -Panie Piotrze, rozumiem ,że jest pan zły i boi się o żonę ,ale my też jesteśmy tylko ludźmi i nie możemy w żaden sposób konkurować z boskimi wyrokami. Jeśli będzie stabilna przez kolejne godziny to jej szanse się zwiększą, jeśli stan będzie się pogarszał w takim tempie jak w ciągu ostatnich kilku godzin...
 -Proszę nie kończyć.-przerywasz jej  ogromnym trudem hamując emocje, lekarka doskonale to widząc odchodzi i zostawia cię samego. Opierasz się o parapet z trudem biorąc kolejny haust powietrza. Czujesz jak łzy gromadzą się pod powiekami i masz w tym momencie ochotę rozpłakać się jak największy mazgaj. Niemal w tej samej chwili czujesz czyjąś dłoń na swoim ramieniu i momentalnie się odwracasz.
 -Nie mogą jej pomóc rozumiesz to?-rzucasz żałośnie
 -Gabi jest silna, ona sobie z ty poradzi, zobaczysz.-odpowiada ci- Wyjdzie z tego bo ma dla kogo walczyć. Bo ma was.
 -Mogę oddać wszystko, wszystkie medale, wyróżnienia, mogę nie zdobyć złota na mistrzostwach świata czy na olimpiadzie, byle tylko nie odeszła. Nie poradzę sobie bez niej, my sobie nie poradzimy.
 -Nie mów tak, nie możesz tak myśleć Piotrek.-gani cię matka
 -Tak bardzo się boję...
Wszelkie wydarzenia toczą się wtedy w zawrotnym tempie. Widzisz to jak przez mgłę. Widzisz w jednej chwili jak cała gromada ludzi w białych kitlach gna do sali gdzie właśnie twoja żona toczyła najważniejszą walkę życia i wyraźnie zaczęła przegrywać. Słyszysz krzyki. Słyszysz przeraźliwy dźwięk maszyn nadzorujących jej funkcje życiowe. Widzisz jak ludzie ,których nie znasz walczą o jej oddech. O bicie jej serca. A jedyne co ty możesz zrobić w tej chwili to się nie rozpłakać ,co z wielką chęcią byś uczynił. Widzisz jak pielęgniarka kręci głową. Dostrzegasz ,że co raz mniej z tych ludzi walczy o Gabi. Nie możesz na to patrzeć. Nie umiesz znieść tego widoku. Osuwasz się wzdłuż ściany chowając twarz w dłonie. Nie wiesz co się tam dzieje. Siedzisz odcinając się od tego wszystkiego czekając aż wyjdzie do ciebie lekarz i przekaże najstraszniejszą z możliwych prawd. To czego tak bardzo się obawiałeś ,a być może a kilka chwil stanie się najprawdziwszą prawdą. Minuty mijają ,a ty wciąż siedzisz w tej samej pozycji kątem oka dostrzegając już nie tylko swoją matkę ,ale i rodziców Gabi. Dopiero wtedy na korytarzu pojawia się Szymańska. Wstajesz choć nogi masz jak z waty i kroczysz w jej kierunku. Bierzesz głęboki wdech.
 -Nastąpił stan śmierci klinicznej...-głośno przełyka ślinę ,a ty widzisz ,że zarówno twoja matka jak i matka Gabi dają upust swoim emocjom
 -Nie żyje?-pytasz cicho
 -Proszę dać mi dokończyć.-gani was lekarka- Nastąpił on przez blisko dwie minuty ,ale udało nam się przywrócić jej funkcje życiowe. Reanimacja się powiodła, choć przyznam ,że z medycznego punktu widzenia to nie miało prawa powodzenia.-wraz z ostatnimi słowami wypowiadanymi prze lekarkę czujesz jak uchodzą z ciebie wszelkie negatywne emocje. Czujesz niesamowitą ulgę, choć doskonale wiesz ,że nie oznacza to jeszcze w zasadzie niczego. Widzisz ją również na twarzach waszych najbliższych. Choć może to mało odpowiednia chwila to czujesz poniekąd szczęście. Czujesz się wdzięczny temu na górze ,że ci jej nie zabrał. Jak za nic innego.
 -Choć nie oddycha jeszcze samodzielnie to jej stan jest stabilny.-mówi kobieta- To na razie wszystko co mogę państwu powiedzieć.
Nie da się opisać w słowach tego co wszyscy poczuliście przez ostatnie kilka minut. Ze stanu absolutnego załamania i rozpaczy w wielką ulgę i umiarkowaną radość. To były zdecydowanie jedne  najgorszych, jak nie najgorsze minuty twojego całego życia. Jeszcze w życiu nie umierałeś tak bardzo ze strachu. Jeszcze nigdy tak bardzo paraliżowała cię myśl o życiu bez Gabi. Kochałeś ją najbardziej na świecie, była dla ciebie absolutnie wszystkim i w chwili gdy siedziałeś pod ścianą zupełnie gotów na najgorsze nie myślałeś tylko o sobie, myślałeś o waszej córce ,która tak bardzo potrzebowała mamy. O jej miłości ,której potrzebowaliście obydwoje do prawidłowego funkcjonowania na tym świecie.
 -Może pan wejść ,ale proszę się nie wysilać, ona pana nie usłyszy.-mówi pielęgniarka ,gdy po kolejnych kilku dobach wreszcie możesz zobaczyć swoją ukochaną. Kiwasz tylko posłusznie po czym odziany w sterylny fartuch i tym podobne po czym wchodzisz do sali. Siadasz na krześle tuż przy jej łóżku i przez dłuższą chwilę przyglądasz się jej twarzy. Widzisz jak jej klatka piersiowa miarowo się unosi. Widzisz jej przeraźliwie bladą twarz na której dotychczas widniał szeroki uśmiech. Przypomina bardziej porcelanową lalkę aniżeli pełną życia i jakże temperamentną kobietę jaką była. Delikatnie ujmujesz jej kruchą dłoń.
 -Nie wiesz nawet jakim koszmarem były dla mnie ostatnie dni. W życiu tak bardzo o nikogo się nie bałem ,ale też w życiu nikt nie był dla mnie tak ważny jak ty Gabi. Jesteś dla mnie całym światem, to ty sprawiasz ,że w tym moim szarym życiu pojawiają się wszystkie kolory tęczy. Dzięki tobie w dni gdy mam wszystkiego serdecznie dosyć i najchętniej rzuciłbym to w cholerę odnajduję siłę by walczyć. Jesteś moim motorem napędowym, najlepszym z możliwych motywatorów. Po każdej wygranej cieszysz się razem ze mną i także wraz ze mną smucisz się po porażkach. Jesteś ze mną zawsze i wspierasz w każdej możliwej chwili. To ty dajesz mi siłę do pokonywania każdych przeszkód, czy to na boisku czy to w życiu. Sprawiasz ,że każdy beznadziejny dzień staje się o wiele lepszy. Ty jesteś moim dopełnieniem, elementem układanki jakiego szukałem przez większość życia. Gdy nie ma cię obok czuję jakby brakowało mi jakiejś ogromnej części mnie samego. Choć jesteśmy jak ogień i woda to potrafimy dogadywać się bez słów. Uzupełniamy się jak niebo i ziemia. Jak płacz i śmiech. Jak ja i siatkówka. Jak ty i Monia. Dlatego nie rób mi tego. Przecież ,że bez ciebie jestem zagubiony ja mały chłopczyk ,który zgubił swoją mamę. Nie poradzę sobie jeśli nie będzie cie obok. Jestem tylko i aż facetem, opieka nad dziećmi to raczej nie moja działka. Jak ciebie zabraknie to kto będzie plótł Lence warkoczyki? Komu będzie powierzać swoje pierwsze sercowe problemy? Z kim będzie chodzić na zakupy? Przecież wiesz ,że ja do tego się kompletnie nie nadaję. Proszę cię Gabi, nie zostawiaj nas. Nie pozwalam ci na to. Słyszysz? Pewnie nie..-przerywasz swój monolog zatrzymując wzrok na jej łagodnej twarzy. Wyglądała zupełnie niewinnie jak spała, tak młodo. Mógłbyś patrzeć na nią godzinami ,a z pewnością nie znudziłoby ci się to nigdy. W tej chwili jednak pragnąłeś by wróciła do was. Na dobre. By była z wami, dokładnie tak jak przysięgała ci to dziewięć lat temu, czy przed niespełna kilkunastoma miesiącami przed waszymi najbliższymi i samym Bogiem. Ten na górze już raz dał ci dowód na swoją dobroć cudem ratując cię od dzikiej rozpaczy przed kilkoma dniami i w tej właśnie chwili dawał ci kolejny tego dowód. Jaki? Bo w jednej chwili poczułeś delikatny uścisk na dłoni. Wydawało ci się ,że przez zmęczenie masz jakieś zwidy ,ale to działo się naprawdę. Poczułeś najdelikatniejsze z możliwych ściśnięć. Widziałeś jak jej powieki zaczynają delikatnie drżeć. Nie mogłeś uwierzyć w to co widziałeś.
 -Gabi?-wyduszasz z siebie- Słyszysz mnie?
Odpowiedzi nie dostajesz, a jedynie czujesz powtórnie delikatny uścisk. I wiesz jedno. Była z tobą. Wróciła  tej jakże dalekiej podróży. Była.

~*~
Witam Was moje drogie! Przepraszam ,że znów dzień obsuwy ,ale wczoraj nie potrafiłam nijak siebie nic ,a nic sensownego wydusić. Dopadł mnie chyba kryzys twórczy bo już dawno tak bardzo nie męczyłam się z pisaniem. Nie polecam nikomu tak na marginesie tego uczucia. Ale mniejsza o to.
Myślę ,że rozdział wyszedł całkiem nieźle, mam nadzieję ,że pomimo tego mojego dołka udało mi się choć w małym stopniu oddać uczucia towarzyszące Piotrkowi w tej chwili. Resztę pozostawiam już Waszej opinii moje drogie.
Zbudowana fantastycznym zwycięstwem naszych chłopaków z Brazylią na ich terenie po świetnej grze życzę Wam miłego weekendu ,a także wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka, w końcu każdy z nas ma w sobie coś z niego! :3
Ściskam,
wingspiker.


|ask|duet |

16 komentarzy:

  1. Tak to ja, tak dawno tutaj nie komentowałam, jak zwykle wstyd. Ale ty dobrze wiesz, a raczej powinnaś, że masz we mnie największą fankę i każde twoje opowiadanie przeżywam z twoimi bohaterami. Nie wyobrażam sobie, co będzie z moim życiem, jak przestaniesz pisać. :C Ale do rzeczy. Jest to historia, której nie da się czytać bez emocji. Nie było rozdziału, przy którym bym się nie popłakała jak dziecko. A dzisiejszy epizod to już w ogóle tak wielka mieszanka, że po prostu czytałam to jednym tchem. Przez wszystkie części modliłam się, żeby wszystko poszło dobrze. I po tylu zawirowaniach losu, po tylu komplikacjach, wszystko idzie ku dobremu. Gabi ma dla kogo żyć, a Piotrek bez niej nie da sobie rady, więc nie ma innego wyboru. Już i tak pokazała, że jest silna, przeszła tak wiele. Moment przemowy Pita mnie kompletnie rozczulił. Coś pięknego! A końcówka, kiedy delikatnie ścisnęła jego dłoń.. Najbardziej wzruszające opowiadanie ever!
    Milion serduszek ode mnie, kochana. <3 Pamiętaj, że jestem i zawsze masz we mnie oparcie, a do tego największą fankę! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. nigdy nie komentuje, ale jestem i czytam.
      Ten rozdział...
      Czuję się jakbym tam była...

      Usuń
  3. Pierwszy raz jak coś czytam,oglądam polały mi się łzy...

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku.. nie wyobrażam sobie, co musiał czuć Piotrek.. dobrze, że Gabi powoli, małymi roczkami wraca do żywych. mam tylko nadzieję, że nie jest to powrót tylko po to, żeby się pożegnać..
    pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy wezwali Go do szpitala poryczałam się ana dobre, bo myślałam, ze przegrała, ale ona walczy bardzo dzielnie, jak Nasi z Brazylią i się nie poddaje, końcówka napawa optymizmem, ale przecież wiem, że u Ciebie bywa różnie i nie zawsze sielankowo, oby Gabi wygrała tak jak my 3:0.

    OdpowiedzUsuń
  6. Joan, przepraszam, że tutaj, ale niestety nie mam z Tobą innego kontaktu. Czytałam kiedyś twoje opowiadanie http://zranione-wspomnienia.blogspot.com/, Niestety zablokowałaś je, a chciałabym je doczytać, czy istniałaby opcja, abyś mnie zaprosiła xd?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejna dawka emocji. Pozytywnych i negatywnych.
    Już chyba drugi rozdział z kolei czekam, że się wszystko wyjaśni w nowości, a tutaj idealnie (!) przekazujesz emocje towarzyszące głównym bohaterom. I nie chcę się powtarzać co rozdział, bo dopiero wczoraj nadrobiłam poprzedni i żebym dzisiaj pisała to samo, ale Gabi nie może ich zostawić! Nie i już. Wierzę, że nie zrobisz tego Piotrkowi i Lence, nie zrobisz tego Gabi. Będzie żyła. Musi. Ma dla kogo.
    Czekam.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku. Gabi. walcz! walcz! nie możesz się poddać. masakra, ja już myślałam, że będzie po niej. dzięki Bogu jednak odratowali ją. a było gorąco. oby teraz nic złego się nie wydarzyło. ścisnęła dłoń, to chyba dobry znak. Piotrek by sobie bez niej nie poradził, Lenka z resztą również.
    i masz babo placek, znowu się popłakałam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nawet chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak wielką radość sprawił mi fakt, że Gabi uscisnela dłoń Piotrka. To jest chyba najlepsza blogowa informacja dzisiejszego dnia :-D
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko tak się o nia bałam... nie chce nawet myśleć co przeżywał Piotrek... Lenka musi mieć mamę, to taka bezbronna istotka. Gabi musi walczyć dla siebie i dla nich. Villia. Ps na sprzecznych czekałam i przeczytałam ;-) ale na teł i nie skomentowalam.

    OdpowiedzUsuń
  11. W czasie czytania rozdziału miałam same czarne myśli zwłaszcza jak Piotrek obudził się o trzeciej w nocy, a telefon od lekarki nad ranem tylko je nasilił. Jednak na całe szczęście wygrała walkę ze śmiercią kliniczną. Po takim czymś już tylko musi być dobrze i ja w to dalej wierze :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uff, nadrobiłam... Ale naprawdę było warto :)
    Gabi mimo chwil zwątpienia była i jest prawdziwą wojowniczką. Wierzę, że jej heroiczna walka o życie nie pójdzie na marne i teraz będzie już tylko dobrze, chociaż przyznam, że sama wstrzymałam oddech czytając opis akcji reanimacyjnej.
    Bardzo podoba mi się twój styl pisania, potrafisz doskonale oddać wszystkie emocje towarzyszące bohaterom.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mimo tych chwil grozy to był najbardziej optymistyczny rozdział z tych, które publikowałas do tej pory. Wreszcie zaczyna małymi krokami być dobrze. Wierzę, że Gabi wyjdzie z tego, pokona to cholerstwo i będzie z Piotrkiem, Lenką, a potem może i jeszcze kolejną małą istotką? :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. " -Nastąpił stan śmierci klinicznej...-głośno przełyka ślinę ,a ty widzisz ,że zarówno twoja matka jak i matka Gabi dają upust swoim emocjom"- jezu w tym momencie myślałam, że zejdę z tego świata... Nawet nie wiesz jaka była moja ulga po przeczytaniu końcówki... Chyba w tym momencie już nic więcej nie napiszę, ale dziękuje Ci, że jesteś tutaj. Z tym blogiem.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Dawno nic nie wywołało u mnie tylu emocji. Czytałam całość, od początku. Coś wspaniałego.. Gratuluję talentu. Pozdrawiam :* ;)

    OdpowiedzUsuń