<podkład>
Walczyłaś. Z całych sił. Walczyłaś o każdy kolejny wschód i zachód słońca. Walczyłaś o każdy kolejny oddech. Biłaś się o każdą, najbardziej błahą czynność. Bo wszystko przychodziło ci z co raz to większym trudem. Z każdym kolejnym porankiem czułaś się co raz gorzej. Dochodziło nawet do tego ,że nawet głębszy oddech był dla ciebie wyczynem równym wejście na Mount Everest. Nie wspominając już o jakichś dalszych eskapadach do ogrodu czy nawet do skrzynki po listy. Nie miałaś sił. Czułaś jak życie uciekało z ciebie niemal z każdym dniem. Twoja nadzieja już dawno umarła śmiercią naturalną. Nie żyłaś już w przekonaniu ,że będzie lepiej. Żyłaś z przekonaniem by dotrwać do tego wyznaczonego przez siebie celu. By spełnić być może jedno ze swoich ostatnich marzeń. By zobaczyć swoje drugie największe szczęście w życiu. Przestałaś już gorliwie błagać, powtarzać niczym modlitwę prośbę o to by ten na górze dał ci być częścią życia tej małej osóbki. Nie pragnęłaś niczego innego na świecie, ale wiedziałaś jakie są fakty. Wiedziałaś ,że możesz już nie wygrać tego morderczego wyścigu. Widziałaś lekarzy kręcących głową. Widziałaś w oczach bliskich wielki ból. Widziałaś to wszystko. Czułaś to. Może jakaś najmniejsza cząstka ciebie jeszcze się łudziła i miała nadzieję, jednak ty już całkowicie zwątpiłaś. Bo czy ktokolwiek wierzyłby gdyby każdego dnia nawet najbardziej błahe życiowe czynności przychodziły mu z ogromnym trudem? Ktokolwiek łudziłby się ,że będzie jutro lepiej skoro z każdym kolejnym dniem co raz bardziej się rozczarowywał? Może i by znalazł się taki ktoś. Taki niesamowity optymista. Ty w tym wypadku chyba byłaś realistką i robiłaś dobrą minę do złej gry. Choć twoi bliscy widzieli ile to wszystko cię kosztuje i bolało ich twoje ogromne cierpienie to wszyscy bez wyjątku nie mieli najmniejszych wątpliwości ,że wszystko będzie w porządku. Nawet najmniejsza próba przełamania ich optymizmu kończyła się kazaniem dla ciebie ,więc po prostu nie wypowiadałaś przy nich głośno swoich przeczuć. Tak chyba było po prościej, dla nich i ciebie. Wiedziałaś jednak i doskonale widziałaś w ich oczach jedną rzecz. Widziałaś bardzo boli ich twoje cierpienie. Widziałaś jak patrzą na ciebie ze współczuciem. Doskonale czułaś ,że umierają o ciebie ze strachu nie mniej aniżeli ty obawiałaś się o swoje maleństwo. Tak bardzo chciałaś choć w najmniejszym stopniu wierzyć tak samo jak oni w to ,że naprawdę ci się uda. Tak bardzo chciałaś ich nie rozczarować. Nie rozczarować końcem innym aniżeli przewidują.-Nie podoba mi się to.-kręci głową lekarka
-Jak bardzo jest źle?-pytasz wbijając w nią spojrzenie
-Zawsze mogło być gorzej.-odpowiada starając się podnieść cię jakkolwiek na duchu- Dwa milimetry.
-Jak bardzo to komplikuje sprawę?
-W zasadzie skraca nam czas o tydzień.-odpowiada- Ale jeśli teraz zacznie rozwijać się co raz szybciej... To nasz czas równy jest absolutnemu zeru.
-Chcę urodzić. Tylko ona się dla mnie liczy w tym momencie.-wyrzucasz z siebie w akcie desperacji- Proszę ją uratować.
-Uratujemy i maleństwo i panią. Obiecałam coś pani przy naszym pierwszym spotkaniu i za wszelką cenę zrobię wszystko by z danego słowa się wywiązać.-mówi nikle się uśmiechając i ujmując twoją dłoń- Przestała już pani wierzyć, prawda?
-A czy pani na moim miejscu wierzyłaby? Pomimo tego okropnego bólu każdego dnia chodziłaby z uśmiechem na twarzy?
-Myślę ,że choć starałabym się, w nawet najmniejszym stopniu w to ,że jeszcze będzie dobrze.-odpowiada po dłuższej chwili zastanowienia- Kto ma wierzyć jak nie pani? Może i najbliżsi to robią, ale tą walkę może wygrać tylko i wyłącznie pani. To niestety walka twarzą w twarz i nikt nie może pomóc. Jedynie sama może pani sobie pomóc nawet poprzez tą jakże błahą w pani mniemaniu wiarę. Wiem ,że to może zabrzmieć kuriozalnie z moich ust bo nigdy w takiej sytuacji nie byłam, ale musi pani wykrzesać z siebie choć jej resztki. Medycyna nie takie przypadki widziała i ludzie wychodzili cało z gorszych opresji. Tym bardziej ,że jest pani młoda, silna i jak najbardziej ma pani dla kogo walczyć. Czyż nie warto podjąć tą ostatnią próbę walki? Podnieść rękawicę, nawet jeśli nie dla siebie to dla bliskich?
-Nie potrafię poradzić na to ,że mam takie ,a nie inne przeczucie. Nic nie poradzę ,że mój umysł i duch się już poddał.
-To przez strach, nic innego.-mówi kobieta- Mogę tu prawić pani kazania o wierze i tym podobnych ,ale nie jestem w stanie zmienić pani odczuć i uczuć. Jedyne co jestem w stanie uczynić to to ,że będą one nietrafione.
Nie potrafiłaś zdefiniować kiedy właściwie przestałaś wierzyć. Nie umiałaś zdefiniować tego co popchnęło cię ku temu. Nie miałaś zielonego pojęcia czym był ten wewnętrzny głos szepczący każdego kolejnego dnia do twojej podświadomości ,że meta jest co raz to bliższa. Meta ,która miała być twoją ostatnią. Czułaś się niczym biegacz kończąc swoją karierę tym ostatnim biegiem. Biegiem ,który ma być zwieńczeniem jego całej kariery. Biegiem ,który chce ukończyć jak najlepiej by pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie.
-Podoba ci się?-pyta Piotrek ,gdy stajesz w progu pokoiku ,który miał za niedługo stać się lokum waszej pociechy
-Jest.. piękny.-odpowiadasz z trudem hamując emocje. Nie potrafisz się nie rozczulić na widok pastelowo różowych ścian, białych mebelków czy maleńkich ubranek gotowych do noszenia. Nie umiałaś przejść obojętnie patrząc na kolejne zdjęcia z badań usg wiszące na ścianie uzupełnianie co miesiąc i czekające na to najważniejsze. Rozczulały cię nawet wydawać się mogło mało znaczące pluszowa misie czy grająca karuzela przy łóżeczku.
-Hej, co jest?-pyta niemal od razu ,gdy dostrzega twoje wzruszenie i obejmuje cię
-To nic, to przez hormony.-pociągasz nosem- To jest naprawdę cudowne.
-Starałem się.-uśmiecha się do ciebie- Przecież widzę Gabi, proszę powiedz mi o co chodzi.
-Po prostu..-bierzesz głęboki oddech- Nie potrafię nie mieć przeczucia ,że..
-Nie myśl tak.-przerywa ci doskonale wiedząc co masz na myśli- Obydwie wyjdziecie z tego całe i zdrowe.
-Nie możesz mi tego obiecać.-wyrzucasz z siebie gryząc się w język bo doskonale wiesz co też twój mąż sądzi na temat takich poglądów.
-Owszem nie mogę.-kręci głową- Ale nie wiesz nawet jak bardzo chcę by tak było. Mogą mnie nawet wywalić z kadry czy mogę siedzieć cały rok na ławce w Resovii, byle to piekło się skończyło i byśmy mogli się cieszyć sobą, we troje.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
-Chyba byś tego nie przeżył.-zauważasz
-Nie przeżyłbym gdyby zabrakło ciebie.-gładzi delikatnie opuszkami palców twój policzek patrząc na ciebie tym samym błękitnym spojrzeniem ,którym obdarza cię od blisko dziewięciu lat. Tym samym. Pełnym najgłębszego z możliwych uczuć. Przepełnionego wiarą.
-Piotrek..-mówisz żałośnie wzdychając
-Cii.-zakrywa ci palcami usta- Uda ci się, rozumiesz? Nam się uda! I nie chcę słyszeć niczego innego.-mówi nieprzerwanie obdarzając cię spojrzeniem- Jesteś dla mnie całym światem Gabi i nie pozwolę by ktoś mi go odebrał.-rzuca nieco ciszej po czym przyciska cię do piersi. I choć znacznie trudność tą utrudnia wam twój już spory brzuszek to chłoniesz jego bliskość i ciepło jak tylko możesz. Tulisz się do niego chcąc choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim co was spotkało. Co spadło na waszą dwójkę jak grom z jasnego nieba w najmniej spodziewanym momencie. To co wywróciło wasze wydawać się mogło poukładane życie. Zmieniło je diametralnie o sto osiemdziesiąt stopni. Wprowadzając zupełny huragan tuż po jakże słonecznych dniach. Dokładnie to co zjadało cię każdego dnia od środka po kawałku. Ta sama zmora z którą zostałaś zmuszona walczyć i z którą byłaś już bliska finiszu. Finiszu ,który wyraźnie szedł łeb w łeb, być może i z przewagą przeciwnika.
-Piotrek, jak możesz być tak spokojny? Jak możesz potrafić się uśmiechać w takiej chwili?-pytasz go nagle
-Nie jestem spokojny.-kręci głową- W środku umieram ze strachu o ciebie i małą. Boję się jak każdy normalny człowiek. Boję się tego co przyniesie nam los.-wzdycha zakładając kosmyk twoich czekoladowych włosów za ucho- I wiesz doskonale ,że nie ukryjesz przede mną tego ,że nie wierzysz.
-Zrozum mnie, nie umiem za żadne skarby inaczej.
-Nie dziwię ci się.-odpowiada- Ale zobaczysz, damy radę.
Chciałabyś by ten jego przesadny optymizm udzielił się i tobie. Chciałaś tak jak on myśleć pozytywnie. Pragnęłaś by choć w małym stopniu podzielać jego zdanie na ten temat. Podziwiałaś go. Podziwiałaś za to ,że pomimo tego co was spotkało on radził sobie z tym wszystkim zdecydowanie najlepiej z waszej dwójki. Ty byś nie potrafiła jak on żyć w zasadzie jak wcześniej. Być pogodna i uśmiechać się mimo wszystko. Nie umiałaś jak Piotrek znajdować pozytywów w nawet najgorszych sytuacjach. Może dlatego przestałaś wierzyć? Może dlatego twoja wiara zgasła bardzo szybko? Może właśnie tu tkwił klucz? Bardzo prawdopodobne. Tak samo jak to ,że twoje rozumowanie nie bierze się znikąd i na twoje nieszczęście to ty będziesz mieć rację. Zawsze wychodziło na twoje, niezależnie o co chodziło. Tym razem cholernie chciałaś się mylić. Chciałaś tym razem nie mieć racji. Choć ten jeden, jedyny raz. Czy prosiłaś o zbyt wiele? Być może. Być może twój wyrok zapadł już dawno temu i odwołania być nie może. Może twoja życiowa droga już dawno wyszła na ostatnią prostą i zmierza ku wielkim wrotom z napisem 'koniec'? Czy jednak obierała ona zupełnie nową trasę? Nie wiedziałaś tego. Jedno jednak było pewne. Odpowiedź na to pytanie miałaś otrzymać niebawem.
-Co się dzieje?-słyszysz jego zaspany głos ,gdy siedzisz na skraju łóżka zaciskając z bólu zęby. Gdy nie odpowiadasz momentalnie siada tuż obok ciebie.- Nawet nie wiesz co bym dał bylebyś tak nie cierpiała.
-Sama się na to zdecydowałam.-odpowiadasz ,a po chwili wydajesz siebie cichy okrzyk. Ból jest tak przeszywający ,że masz wrażenie ,że zaraz ból rozsadzi cię od środka i rozpadniesz się na kawałki. A co gorsze, każdego kolejnego dnia przybiera na sile. Rośnie, a ty stajesz się co raz słabsza i co raz bardziej nie potrafisz sobie z nim radzić. Jesteś już tak krucha ,że nie wiesz jakim cudem udaje ci się pozostać przy zdrowych zmysłach. Nie masz pojęcia jak znosisz to co dzieje się z twoim ciałem. Nie wiesz nawet ile to trwa. Nie wiesz kiedy leżysz zwinięta w kłębek na łóżku z trudem łapiąc oddech. Czujesz jak Piotrek delikatnie gładzi swoją twój policzek i coś cicho do ciebie mówi. Jesteś tak wyczerpana ,że nie dociera za ciebie do wiele. Jesteś u zupełnego skraju fizycznego i psychicznego wyczerpania. Nie marzysz o niczym innym jak o dniu kiedy wreszcie to ustanie. Kiedy przestaniesz odczuwać ten piekielny ból. Kiedy to wszystko się skończy. W tej chwili jednak walczysz sama ze sobą i skrajnie wyczerpana usypiasz.
Kiedy otwierasz oczy jeszcze tego samego dnia spod zasłon do pomieszczenia wpadają pojedyncze promienie słoneczne. Kiedy podnosisz się nie dostrzegasz swojego męża obok. Wkładasz kapcie na nogi i udajesz się ku kuchni w której masz nadzieję go zastać. Widzisz na stole jedynie karteczkę z informacją ,że wybrał się co świt na małą przebieżkę i ,że wróci niebawem. Nie mając większej ochoty na cokolwiek do jedzenie, bo sama myśl o tym przywołuje u ciebie odruch wymiotny i doskonale mając na uwadze ,że Piotrek zdrowo ochrzaniłby cię za brak jakiekolwiek posiłku darujesz sobie te przyjemności i zmierzasz ku łazience. Zmieniasz piżamę na coś równie wygodnego i włosy związujesz w luźną kitkę. Gdy spoglądasz w lustro widzisz cień siebie samej. Jesteś przeraźliwie blada ,a oczy straciły dawny blask. Momentami przerażał cię własny widok. Przemyłaś jedynie twarz zimną wodą mającą na celu trochę cię rozbudzić i udajesz się ku salonowi. W jednej chwili zaczyna kręcić ci się w głowie i z największym trudem docierasz na kanapę. Twoje samopoczucie diametralnie ulega pogorszeniu. Znów czujesz pulsujący ból. Z tym wyjątkiem ,że czujesz go w nieco innej części ciała.
-O nie.. Lenka proszę cię, jeszcze nie teraz.-kręcisz głową kładąc dłoń na brzuchu wyraźnie czując skurcze. Po kilku minutach nie masz już złudzeń ,że wasza córka właśnie w tej chwili zapragnęła wyjść poza maminy brzuch i ujrzeć światło dzienne. W duchu modlisz się by Piotrek wrócił w tym właśnie momencie do domu bo nie jesteś nawet w stanie ruszyć się z sofy ,a twój telefon znajduje się zdecydowanie za daleko w chwili gdy go potrzebujesz.
-Piotrek?-krzyczysz słysząc dźwięk otwieranych drzwi wejściowych
-Nie Piotrek, Monia!-odpowiada znajomy żeński głos- Mój Boże Gabi, co się dzieje?-niemal natychmiast pojawia się w salonie
-Obawiam się ,że nasza córka troszkę się pośpieszyła.-wypowiadasz, a w tej samej chwili czujesz skurcz i kulisz się wraz z jego intensywnością.
-Gdzie jest Piotrek?-pyta spanikowana
-Nie wiem, poszedł rano pobiegać.-wyduszasz z siebie
-Jezu, niech on odbierze!-rzuca starając się połączyć z twoim ukochanym, jednak słysząc dźwięk jego telefonu z głębi domu porzuca tą czynność.- Jak nie trzeba to się pląta pod nogami, ale jak przyjdzie co do czego to go nie ma.
-Monia do cholery przestań się nad sobą użalać tylko mi pomóż!-niemal krzyczysz z bólu
-Ale ja nie mam zielonego pojęcia co ja mam robić.-mówi spanikowana- Co ile masz skurcze?
-Co pięć minut.-jęczysz
-Dzwonie po karetkę.-rzuca po czym powtórnie bierze telefon w dłonie i wybiera odpowiedni numer. W niemal tej samej chwili w korytarzu słychać czyjeś gramolenie.- Kurwa Piotrek, dłużej się nie dało?!-rzuca zdenerwowana
-Co jest?-spogląda na nią zaniepokojony
-Spytaj swojej córki!-rzuca po czym zajmuje się rozmową z dyspozytorem pogotowia, a Piotrek niemal w jednej chwili znajduje się tuż przy tobie wyraźnie poddenerwowany, aczkolwiek mający więcej stoickiego spokoju aniżeli twoja przyjaciółka.
-Spokojnie, oddychaj.-mówi- Monia wezwała pogotowie i zaraz będą. Wytrzymaj jeszcze chwilkę.
-Staram się.-mówisz przez zaciśnięte zęby niemal miażdżąc mu dłoń przy kolejnym skurczu ,który wydobywa z ciebie przeraźliwy krzyk. To wszystko kosztuje cię tak wiele ,że nawet nie wiesz kiedy zostajesz zabrana i znajdujesz się w szpitalnej sali i jesteś przygotowywana do cesarskiego cięcia.
-Boję się.-ściskasz dłoń Piotrka gdy wiozą cię na sale operacyjną
-Nie bój się, będzie dobrze.-nikle się uśmiecha ,a po chwili tracisz go z oczu. Po chwili też pod wpływem znieczulenia tracisz również kontakt z rzeczywistością. Dryfujesz w jakiejś nicości. Nie słyszysz. Nie czujesz. Po prostu bytujesz na granicy światów.
Gdy odzyskujesz świadomość z ogromnym trudem unosisz powieki ku górze i niemal natychmiast uderza do ciebie jasne światło jarzeniówek i przerażająca sterylność sali w jakiej się znajdujesz. Dopiero po chwili dostrzegasz dobrze znaną ci postać siedzącą tuż obok twojego łóżka. Uśmiechasz się blado w jego kierunku delikatnie ściskając jego dłoń.
-Hej.-rzucasz cicho
-Już nie śpisz.-zauważa- Byłaś naprawdę dzielna.-przesuwa się bliżej ciebie
-Co z..
-Zaraz ją zobaczysz.-uśmiecha się przerywając ci.-Jest cudowna.
-Widziałeś ją?
-Przez chwilę.-przytakuje- Cała mama.
-Ze wzrostem cały tatuś.-unosisz kąciki ust ku górze.
Choć jesteś wyczerpana to jesteś naprawdę szczęśliwa. Udało ci się. Udało ci się dotrwać do końca. Spełniałaś swoje największe pragnienie. Teraz mogło dziać się co miało się zdarzyć. Dlaczego? Bo ona była z wami, cała i zdrowa. I tylko to się dla ciebie liczyło. Tylko ta maleńka kruszynka.
-Jak na dziecko urodzone w ósmym miesiącu ciąży jest naprawdę duża i silna.-mówi pielęgniarka pojawiając się z waszą pociechą po czym zostawia ją pod waszą opieką. Podnosisz się z łóżka i dostrzegasz małą kruszynkę opatuloną błękitnym kocykiem niemiłosiernie się wiercącą.
-Hej skarbie, widzisz to twoja mamusia.-mówi Piotrek trzymając Lenkę na rękach ,a ty nie panujesz nad emocjami i czujesz łzy w oczach. Zupełnie rozczulił cię ten widok. Bo czy może być coś piękniejszego niż widok ukochanej osoby z największym skarbem na rękach? Oczywiście ,że nie.
-Jaka ona jest cudowna.-mówisz przejmując waszą córeczkę od świeżo upieczonego taty.
-Do pierwszego krzyku pewnie będzie.-śmieje się siadając tuż obok i całując cię w policzek- Dziękuję.
-Ale za co?-pytasz
-Za to ,że jesteś i dałaś mi najcudowniejszy skarb na świecie zaraz po sobie.-uśmiecha się- Kocham cię.
-Ja ciebie też Piotrek. Nie wiesz jak bardzo.-mówisz po czym składasz krótki i czuły pocałunek na jego ustach.
Tą sielską chwilę przerywa wam pojawiająca się w sali doktor Szymańska. Oczywiście gratuluje wam, świeżo upieczonym rodzicom nowo narodzonej pociechy ,jednak ty doskonale widzisz ,że coś jest nie tak. Widzisz to w jej zachowaniu. I twoje przeczucia się nie mylą.
-Coś jest nie tak, prawda?-pytasz nagle
-To prawda, nie przychodzę z dobrymi wieściami.-pochmurnieje- Wiem ,że to chwila radości dla was i waszej rodziny, ale musimy trochę zweryfikować nasze plany. Nie mamy za wiele czasu i musimy jak najszybciej panią zoperować. Póki jeszcze jest to możliwe bo guz stale rośnie, a nasze pole do manewru stale się zawęża.
-Kiedy?
-Jutro z samego rana.-odpowiada kobieta- My naprawdę nie mamy już czasu. Gdyby to nie było konieczne, nie psułabym wam takiej chwili.
*
Czy to już czas? Czy to jest właśnie ta chwila ,której obawiałam się najbardziej? Czy właśnie przekraczam linię mety? Obawiam się ,że tak. To jest właśnie ten moment ,który śnił mi się po nocach. Chwila z którą musiałam się oswoić od blisko kilku miesięcy. Dzień ,którego obawiałam się najbardziej ze wszystkich możliwych. Dzień ,którego zakończeniem może być jedna opcja.
Droga ,w której Bóg wybierze tylko jedną trasę.
Droga ,która zostanie brutalnie przerwana,
lub
droga ,która nieoczekiwanie obierze nowy tor i będzie trwać przez kolejnych kilkadziesiąt lat.
Droga ,która wydaje się jest na ostatniej prostej. Na ostatnim kilometrze.
Droga na której widać już metę...
~*~
Witam Was moje drogie i od razu chciałabym przeprosić za drobne opóźnienie. Wczoraj z powodów osobistych nie byłam w stanie dla Was napisać, dlatego chcę przeprosić.
Nie wiem jakiej jakości jest ten rozdział, czy da się go czytać, ale jak zawszę wszelkie oceny pozostawię Wam. Przyznam ,że całkiem jestem z niego zadowolona i mam ogromną nadzieję ,że Wy również będziecie po jego przeczytaniu. Nie będę się rozwodzić na jego temat bo wyjdzie mi epopeja ,której nikt nie będzie chciał czytać. Także życzę Wam przyjemnego czytania wypocin i miłej resztki weekendu!
Ściskam,
wingspiker.
PS. To ile jeszcze zostało tu epizodów to już moja słodka tajemnica, aczkolwiek obawiam się ,że ilości rozdziałów sprzecznych przebić na pewno nie przebiję :)
nam też się podoba. Jest i Kruszynka :) Wszystko się udało. Gabi spełniła swoje marzenie, ale teraz się nie podda, ma dla kogo żyć i walczyć. Miejmy nadzieję, że operacja się uda. Gabi jest silną kobietą i zwalczy tego potwora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To wspaniale, ze udało jej się urodzić zdrowe maleństwo i ze ją zobaczyła, trzymała na rękach. Rozczulający fragment ;) oby operacja, a potem terapia sie udała.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;*
A j zamiast śmiać się do ekranu telefonu, to niemalże płacze, bo jak zwykle wybiegam w przyszłość i widzę ją w czarnych barwach, a przecież nie powinnam. Dziś najważniejsze powinno być to, że Lenka się urodziła, że jest zdrowa.
OdpowiedzUsuńSama już nie wiem, co mam myśleć o tej historii i jej przyszłym zakończeniu. Czy będzie to meta, czy przystanek na drodze ku długim życiu.
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :-*
Rozdział świetny ;) Och, jak się ciesze że udało jej się chociaż spełnić to że zobaczyła swoją małą kopie ;) Mam nadzieje że da rade, że dadzą rade razem ;) Bo Gabi teraz nie walczy tylko dla Piotrka, ale również dla cudownej Leny... ;)
OdpowiedzUsuńWięc licze na wspaniały koniec ;)
Pozdrawiam.
:)
OdpowiedzUsuńJak zwykle się popłakałam czytając rozdział. Ciesze się, że Gabi zobaczyła Lenkę :) Mam nadzieje, że operacja przebiegnie pomyślnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Patatajka <3
Jejku... Ten moment jak Piotrek trzymał Lenkę na rękach i tak mówił - bardzo wzruszający.
OdpowiedzUsuńTe przypuszczenia nie mogą się sprawdzić! Oni muszą być szczęśliwi :)
Pozdrawiam :*
<3
OdpowiedzUsuńRozczuliłaś mnie już od początku zdjęciem nagłówka :)
OdpowiedzUsuńCaro, świetnie piszesz, przekazujesz emocje i momentami na prawdę zbiera mnie na płacz, tylko, że znowu tak szybko nie ronię łez.
Po dobrnięciu do końca tego rozdziału różne emocje buzowały w mojej głowie, bo tak bardzo żal mi Gabrysi, a zarazem ta czuła scena, gdy Piotrek trzyma Maleńką na rękach obok Gabrysi. Jejku, to jest tak piękny obrazek, tak bardzo wzruszający. I nie wyobrażam sobie, że mogłoby zabraknąć mamy Lenki, żony Piotrka. Nie i koniec.
Ona to przezwycięży. Wygra tą walkę! Musi... Ma dla kogo żyć.
Ściskam :*
Uff pół planu i moich oczekiwań wykoane - Lenka na świecie. Teraz pozostaje walka o życie Gabi, która moim zdaniem ma teraz jeszcze większą mobilizacje do walki niż przed rozwiązaniem. Oby się wszystko udało i mogli się cieszyć sobą we trójkę :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale w tym tygodniu mam mnóstwo pracy do wykonania na wczoraj :/
udało się! Lenka jest już na świecie. cała i zdrowa. :) na razie niech rodzice nacieszą się nią, bo jutro będzie bardzo ważny dzień. to być albo nie być Gabrysi. jednak mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i Piotr, Gabrysia i Lenka stworzą kochającą się rodzinę.
OdpowiedzUsuń